Felieton Dyktatora (7)

Data publikacji: 17 września 2014, 11:47
Autor: Dyktator

Egzamin samochodem OSK – czyli sami tego chcieliście

Jakiś czas temu w środowisku nauki jazdy i w mediach regularnie pojawiał się postulat, aby w egzaminie praktycznym mógł uczestniczyć instruktor szkolący kandydata na kierowcę. Głoszono, że wówczas egzaminator będzie obiektywny, nie będzie czepiał się drobiazgów i znęcał nad biednym zdającym itd., itp. Kiedy bodaj w 2005 roku wprowadzono nowe przepisy i umożliwiono udział instruktora w egzaminie, okazało się, że góra urodziła mysz. Przypadki, kiedy to instruktor uczestniczy w egzaminie, należą obecnie do rzadkości. Może raz na parę tysięcy egzaminów zdarza się taki ewenement. Okazuje się, że sami instruktorzy tego nie chcą, bo kto im zapłaci za poświęcony czas, za dojazd?

Teraz środowisko szkoleniowców i kandydaci na przyszłych mistrzów kierownicy mają nowy powód do euforii – można zdawać egzamin samochodem, na którym prowadzone było szkolenie. No brawo, wreszcie Wasz kursant czy kursantka nie będą się stresować, że byli szkoleni w czerwonym aucie, a muszą zdawać egzamin granatowym albo zielonym. To przecież znacząca różnica, przez to biedne dzieciaki mogą oblać!

Poczekajmy parę miesięcy albo nawet rok i zobaczmy, co z tego wyniknie. A ja mogę Wam powiedzieć już teraz: Wasz kolejny radosny pomysł umrze śmiercią naturalną! Nic z tego nie będzie! A dlaczego? Bo o wszystkim, jak zwykle, zadecyduje kasa.

Podstawienie samochodu OSK do WORD-u na egzamin powinno nastąpić o wyznaczonej godzinie, na przykład o 13.00. Aby dojechać na czas, należy wyruszyć odpowiednio wcześniej, biorąc pod uwagę korki i inne nieprzewidziane zdarzenia. Jeżeli ktoś nie ma siedziby ośrodka w pobliżu WORD-u, to trzeba zakładać, że już o 12.00 powinien naszykować samochód i wyruszyć.

Zdający jest losowo przydzielany do konkretnego egzaminatora. Oznacza to, iż być może przyjdzie mu poczekać nawet godzinę na rozpoczęcie egzaminu, czyli przystąpi do niego o 14.00. Jeśli wszystko dobrze pójdzie Waszemu kursantowi, to licząc czas egzaminu na placu manewrowym i czas jazdy egzaminacyjnej w ruchu drogowym, mamy następną godzinę (co najmniej!). Czyli jest już 15.00. No, a kiedy wreszcie uszczęśliwiony kursant oznajmi Wam „zdałem, hurra!”, a Wy pełni satysfakcji wrócicie do swojej siedziby, będzie godzina 16.00. 

Oznacza to, że na jeden egzamin trzeba poświęcić – realnie rzecz biorąc – co najmniej 4 godziny. W tym czasie moglibyście zrealizować cztery jazdy z osobami szkolonymi. W praktyce ten czas może przedłużyć się jeszcze o kolejną godzinę. Jeżeli jesteście właścicielami OSK i posyłacie w celu podstawienia auta instruktora, to też przecież musicie mu za te godziny zapłacić. Nikt gratis nie poświęci tyle czasu. Paliwo też kosztuje.

Jeśli zatem macie na kursie 8 osób, to czeka Was osiem takich eskapad, każda co najmniej po 4 godziny. I zapewne każda innego dnia, wątpliwe jest bowiem, by wszyscy zdawali w tym samym dniu, w kolejnych następujących po sobie godzinach.

W rezultacie instruktor, zamiast szkolić, będzie zatrudniany przez co najmniej 4 godziny jako kierowca – dostarczyciel samochodu. Kursant będzie zdawał, a ten w tym czasie nudził się spacerując gdzieś pod WORD-em.

Trzeba pamiętać, że jeśli zgodzicie się na podstawienie samochodu, a z jakichkolwiek przyczyn nie zdołacie wywiązać się z tej umowy, to albo WORD udostępni swój pojazd, ale za dodatkową opłatą (jeśli będzie akurat dysponował wolnym pojazdem), albo zdającemu przepadnie termin i będzie musiał wnieść kolejną opłatę egzaminacyjną. Z pewnością zażąda wówczas od Was zwrotu poniesionych kosztów.

Weźmy pod uwagę także inne możliwe warianty zdarzeń.

A co się stanie, jeśli Wasz kursant będzie zdawał tego samego dnia teorię oraz praktykę i obleje pierwszą część egzaminu? Oczywiście nie zostanie dopuszczony do egzaminu praktycznego, a wówczas okaże się, że podstawiliście samochód niepotrzebnie. Stracicie na tym co najmniej 2 godziny plus paliwo. Chyba, że lubicie robić za darmową taksówkę…

Jeszcze gorzej będzie w przypadku, kiedy to absolwent Waszego kursu obleje egzamin praktyczny. Będzie musiał go powtórzyć, a więc oznacza to kolejne podstawianie samochodu, kolejne cztery godziny w plecy. Kto Wam za to zapłaci?

Do tego dochodzą jeszcze koszty wyposażenia samochodu w urządzenia rejestrujące przebieg egzaminu i konsekwencje wynikające z możliwości awarii tych urządzeń (unieważnienie egzaminu).

Oczywiście można by założyć, że za podstawienie samochodu OSK, tego, na którym szkolił się kandydat na kierowcę, będziecie pobierać dodatkowe opłaty w wysokości np. 150-200 zł. No i wtedy niech sobie ten kursant podchodzi do egzaminu nawet 6 razy, Wy nic na tym nie tracicie. Byłoby to zresztą sprawiedliwe, gdyż w życiu jest tak, że za luksusy się płaci. Chcesz zdawać egzamin samochodem OSK, to płać, drogi kursancie.

Tyle tylko, iż bardzo wątpię, czy znajdzie się wielu młodych ludzi, którzy chętnie sięgną do portfela, szczególnie, gdy parę razy obleją egzamin. Kolejny egzamin to kolejne 140 zł. opłaty i jeszcze następne 150 zł. dla Was za samochód z OSK? Razem 290 zł.! To już klimat wyłącznie dla bogaczy.

Zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy to ośrodkom szkolenia i tak brakuje klientów, a niektóre z trudem walczą o utrzymanie się na powierzchni, operując na granicy opłacalności, proponowanie kursantom dodatkowych opłat będzie krokiem samobójczym. Z drugiej zaś strony, trudno wymagać, by OSK za darmo, charytatywnie fundował kursantom dodatkowe atrakcje. Powstaje więc błędne koło.

To wszystko spowoduje, że w walce o klienta będą mieli szansę tylko prawdziwy potentaci, bardzo duże OSK, cieszące się znacznym „przerobem”, dysponujące wieloma samochodami. Te duże ośrodki będą nawet mogły stosować pewien dumping, czyli pobierać za podstawienie auta tylko 50 zł., a nie 150 czy 200. To może wykończyć małe ośrodki. Dla nich wprowadzona obecnie możliwość podstawiania na egzamin własnego pojazdu będzie tylko dodatkowym kłopotem, a może i ciosem nokautującym.

A wszystko sprowadza się do tego, co powtarzam od wielu lat: prawa jazdy nie uzyskuje się na konkretny samochód, tylko na daną kategorię pojazdów. Rozumiem, że każdy egzemplarz samochodu może nieco różnić się np. jałowym skokiem pedału sprzęgła, luzem na kierownicy, pracą skrzyni biegów, działaniem hamulców w miarę zużywania klocków itd. Czy są to jednak aż tak ogromne różnice, by mogły spowodować oblanie egzaminu? Zwłaszcza, że przecież kursanci zdają samochodami tej samej marki, tymi samymi modelami pojazdów. Rozmieszczenie wszystkich przyrządów sterowania i kontroli jest identyczne, gabaryty pojazdów takie same. Nie są to dawne czasy, kiedy to rozklekotany samochód wymagał specjalnego wyczucia, lewarek latał na wszystkie strony, lusterka dygotały i trzeba było dodawać gazu, żeby coś w nich zobaczyć, a luzy na kierownicy były takie, że pojazd pływał po pasie ruchu… Notabene ja właśnie takim autobusem i taką ciężarówką uczyłem się jeździć. W obecnych czasach jednak, przynajmniej w WORD-ach, nie widziałem nigdy tak zdezelowanych samochodów.

Weźmy zaś pod uwagę, że przecież absolwent Waszego kursu, uzyskując prawo jazdy kat. B będzie mógł kierować nie tylko małym autkiem osobowym, ale także dużą furgonetką o dmc do 3,5 t, ciągnikiem rolniczym, pojazdem wolnobieżnym (np. walcem drogowym), a także (nowość!) motocyklem „125-ką”.

A co będzie, jak po zdobyciu „prawka” zasiądzie za kierownicą innego samochodu, bo zamiast egzaminacyjnej Skody Fabii stanie się posiadaczem Mercedesa, BMW czy Citroena? Może musi przejść kolejny kurs? No, chyba, że kupi od Was to auto, na którym zdawał i będzie nim jeździł do końca życia. Najlepiej tylko tymi trasami, na których go szkoliliście…

Po drugie, warto sobie zdać pytanie, czy szkolicie tylko po to, żeby Wasz kursant jako tako przebrnął przez egzamin, czy po to, by był dobrym, bezpiecznym kierowcą?

Jeden z Was, Szanowni Koledzy, napisał w komentarzu do któregoś z moich tekstów, że kursanci w większości przychodzą do Was „odmóżdżeni”, że tylko im w głowie facebooki, smart fony, SMS-y itp. i chcą iść po linii najmniejszego oporu. Nie chcą i nie potrafią się uczyć, myśleć, ale chcą zdać. Jak najmniejszym wysiłkiem intelektualnym, jak najszybciej, jak najtaniej. Święta racja! Taka jest spora część „nowocześnie” i „bezstresowo” wychowanej młodzieży.

A Wy staraliście się ułatwić im życie, walczyliście o to, by mogli zdawać egzamin Waszym samochodem. Wasza batalia przyniosła skutki, Ministerstwo zrobiło ukłon w Waszą stronę i w stronę zdających. A teraz, niestety, to Wy poniesiecie tego skutki. Serdecznie współczuję.

Mam zatem inną propozycję. Już obecnie niektóre WORD-y, m.in. warszawski, umożliwiają kursantom skorzystanie przed egzaminem z placu manewrowego i „przejechanie się” po nim za niewielką opłatą. Dalszym krokiem byłaby – proponowana przeze mnie – możliwość zarezerwowania sobie samochodu wordowskiego na egzamin. Przychodzi delikwent na kilka dni przed egzaminem, przejeżdża po placu samochodami nr 2, 5, 8, 16 itd. no i wybiera sobie ten egzemplarz, który najbardziej mu pasuje. Za to wnosi oczywiście opłatę dodatkową, np. 150 zł. Za luksusy się płaci…

I wtedy delikwent ma gwarancję, że będzie zdawał na tym konkretnym, upatrzonym z góry egzemplarzu, a Wy, Szkoleniowcy, nie macie z tym nic wspólnego. Nie musicie podstawiać auta, nie musicie mieć sporów w kursantami, nie poniesiecie dodatkowych opłat za to, że Wasz samochód jadący na egzamin akurat złapał gumę i spóźnił się, że zacięła się aparatura nagrywająca itd.

Na pocieszenie powiem, iż przypuszczam, że wkrótce pomysł ze zdawaniem egzaminu samochodem OSK umrze śmiercią naturalną. Kursantom szkoda będzie pieniędzy, ośrodkom szkoda będzie czasu i paliwa. W międzyczasie narobi się jednak sporo zamieszania, będzie mnóstwo zatargów pomiędzy ośrodkami a kursantami, kursantami i WORD-ami, itd. Część OSK padnie, nie wytrzymując konkurencji. Tak to bywa z dziecinnymi i nie końca przemyślanymi pomysłami. Chcieliście – to macie.

Dyktator.

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.