Ryba psuje się od głowy

Data publikacji: 13 września 2018, 12:06
Autor: Jacek Łęgocki
Ryba psuje się od głowy fot. A. Szadkowska /L-instruktor; archiwum

Każdy z nas zna opowieści o strasznych egzaminatorach, którzy nic tylko knują jakby tu „oblać” kolejnego kandydata na kierowcę z błahego powodu i wręcz wyłudzić od niego opłatę za poprawkowy egzamin. Takimi legendami karmiono społeczeństwo przez wiele lat, aż w głowie statystycznego Kowalskiego zakorzenił się taki, a nie inny pogląd. Zaczynając karierę egzaminatora w 2007 roku, sam byłem przekonany o prawdziwości tej opinii. Zarzekałem się, że ja przecież będę inny, rzetelnie i bezstronnie będę oceniał kwalifikację kandydatów na kierowców, a oni przecież potrafią jeździć. Inaczej przecież nie przyszliby na egzamin. Teoretycznie wszystko powinno działać jak w zegarku, kandydat na kierowcę wykonuje określone zadania egzaminacyjne, a później ja z uśmiechem na twarzy informuje go że uzyskał wynik pozytywny, gratuluje i życzę szerokiej drogi. Okazało się jednak, że to nie jest takie proste.

W systemie egzaminowania bowiem funkcjonują osoby decyzyjne, mające duże przełożenie na pracę egzaminatorów, a nie zawsze będące fachowcami w tej branży. Nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec, że już na poziomie ośrodka egzaminowania powstaje pierwszy konflikt interesu. Teoretycznie dyrektor nie ma żadnego przełożenia na merytoryczną stronę pracy egzaminatora. W tym względzie jest on niezależny, ze sporym jednak naciskiem na słowo „teoretycznie”. Okazuje się jednak, że skoro dyrektor ośrodka zatrudnia egzaminatora, to może go również zwolnić, przenieść na inne stanowisko, zabrać premie, udzielić nagany etc. Nic więc dziwnego, że dyrektorzy ośrodków chętnie wykorzystują narzędzia wynikające wprost z kodeksu pracy i nie tylko, aby kształtować wyimaginowane przez siebie postawy egzaminatorów.

A jakie cele pragną osiągnąć dyrektorzy ośrodków? To wiedzą tylko oni, natomiast w wielu ośrodkach wspólnym mianownikiem jest jak największa liczba osób egzaminowanych przez jednego egzaminatora w ciągu dnia pracy. W skali kraju rozbieżność w planowaniu liczby osób do przeegzaminowanie przez jednego egzaminatora jest ogromna i sięga do ponad 50%. W kraju są ośrodki gdzie przy ośmiogodzinnym dniu pracy egzaminatora planuje się dla niego ośmiu kandydatów na kierowców do przeegzaminowania, a są również takie gdzie liczba ta sięga nawet kilkunastu dla najpopularniejszego egzaminu praktycznego w zakresie kategorii B prawa jazdy. Zasady egzaminowania znormalizowane, zaś „przerób”, co zaskakujące różny. Podkreślić należy, że rzetelny egzamin przeprowadzony zgodnie z przepisami powinien trwać minimum 40 minut w ruchu drogowym (poza nielicznymi wyjątkami), do tego kilkanaście minut na placu manewrowym ośrodka oraz co najmniej kilka minut na czynności czysto administracyjne egzaminatora.

Rodzi się więc naturalne i proste pytanie – jak to jest możliwe? Gdzie w tym wszystkim jest czas na egzaminowanie? Że nie wspomnę już o czasie dla samego egzaminatora na toaletę, na zapoznanie się z nowymi przepisami, na inne zadania etc. Nie ma! Zdarzają się natomiast przypadki gdzie dyrektorzy ośrodków sztucznie wyliczają efektywność pracy egzaminatora. Znam przypadki, gdzie zatrudnieni egzaminatorzy mają stworzony przez dyrektora wskaźnik efektywności pracy, który kształtuje się na poziomie od ok. 1.2 do ok. 1.7. Co w skrócie oznacza, że jeden egzaminator w ciągu godziny pracy egzaminuje 1.2 kandydata, a inny 1.7 kandydata na kierowcę. Oczywiście, za wzór są stawiani egzaminatorzy z najwyższym wskaźnikiem efektywności. Nikt nie wylicza ani nie ocenia jakości pracy egzaminatora. Nie ma znaczenia czy wyniki egzaminów są ustalane prawidłowo, liczą się liczby.

Dlaczego? Możemy się tylko domyślać, jak nie wiadomo o co chodzi to prawdopodobnie o pieniądze. Ośrodki są samofinansujące się, a na ich kontach zalegają kwoty od kilku do nawet kilkudziesięciu milionów złotych. Sami dyrektorzy natomiast często od swoich przełożonych otrzymują nagrody zależne od wyniku finansowego ośrodka. Wszystko kręci się więc wokół pieniędzy. Natomiast to nie egzaminator jest osobą, która dąży do maksymalizacji zysków ośrodka. Egzaminator jest tylko zręcznie wykorzystywaną maszynką, małym trybikiem który jeśli będzie stawiał opór zostanie wymieniony na inny, sprawniejszy. Pytanie brzmi czy ośrodki egzaminowania powstały w celu zarabiania pieniędzy? Czy przypadkiem ich nadrzędną misją nie jest dbanie o bezpieczeństwo ruchu drogowego? Jedna ofiara śmiertelna na drodze to są koszty społeczne rzędu kilku milionów złotych. Tyle kosztuje społeczeństwo jeden, źle przeegzaminowany kandydat na kierowcę, który za chwilę zrobi krzywdę sobie lub komuś innemu.

Warto poganiać egzaminatorów? Warto stosować metodę przysłowiowej marchewki lub kija po to tylko, aby ośrodek mógł zarobić? A jeśli nawet zarobi, ma tzw. dodatni wynik finansowy to po co? Po co miliony złotych zalegające na kontach? Czemu one służą ? Każdy ekonomista powie bez zawahania, że zjawisko tezauryzacji jest szkodliwe dla gospodarki. Coś co w założeniu było dobre i miało służyć społeczeństwu oraz dbać o bezpieczeństwo ruchu drogowego, tak naprawdę zostało wypaczone egoistyczną rządzą pieniądza! Kolejną składową w systemie egzaminowania są tzw. organy nadzoru, marszałkowie poszczególnych województw z mocy ustawy nadzorujący pracę egzaminatorów. Tutaj każdy egzaminator jest rozliczany z jakości swojej pracy.

Oczywiście żaden marszałek nie robi tego osobiście, tworzone są komórki w których zatrudniani są „fachowcy” w tej dziedzinie tj. inspektorzy, specjaliści, kierownicy, dyrektorzy itp. w uproszczeniu nadzór nad przeprowadzanymi egzaminami sprawują urzędnicy. Zazwyczaj to oni mozolnie analizują materiały zarejestrowane przez obowiązkowo nagrywające przebieg egzaminu urządzenia. W przypadku kiedy odkryją w wyniku szczegółowej analizy zgromadzonego materiału dowodowego, że jakiś egzamin został przeprowadzony niezgodnie z przepisami ustawy, a ujawnione nieprawidłowości miały wpływ na jego wynik to taki egzamin unieważniają. Tyle tylko, że to wszystko znów często działa jedynie w teorii. W praktyce zdarzają się nierzadko przypadki radosnej twórczości urzędników, które niestety mają katastrofalny wpływ na pracę wszystkich egzaminatorów.

Przecież skoro organ nadzoru, wydał decyzję że egzaminator zrobił źle, to trzeba się pilnować i więcej tak nie robić. Przecież ci sami urzędnicy, mogę wykreślić takiego egzaminatora z ewidencji. Więc lepiej będę pracował tak jak sobie urzędnicy życzą. Gwarantuje, że każdemu z egzaminatorów w jego karierze chociaż raz taka myśl przyszła do głowy, a nawet jeśli nie to wcześniej czy później przyjdzie. Oczywiście można powiedzieć, że nadzór jest potrzebny i trudno się z tym nie zgodzić. Każdy ma swojego szefa. W każdym środowisku znajdzie się przysłowiowa „czarna owca”, czy też komuś przytrafi się zwyczajny ludzki błąd. Natomiast, aby go stwierdzić nadzór nad egzaminatorami powinni sprawować fachowcy z najwyższej półki, a nie zwykli urzędnicy wobec których tak naprawdę nawet nie ma wymogu, aby posiadali prawo jazdy. Dlaczego w innych branżach specjalistycznych funkcjonują np. sądy koleżeńskie, a tutaj nadzór sprawują urzędnicy, przypisujący sobie prawo kwestionowania oceny egzaminatora?

Efektem takiego stanu rzeczy są często wydawane kuriozalne wręcz decyzje administracyjne o unieważnieniu egzaminu. Przykładowo w dniu 20.03.2018 roku, Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Poznaniu, utrzymało w mocy decyzję Marszałka Województwa Wielkopolskiego z dnia 30.08.2017 roku nr DI-V.8041.24.2017 w przedmiocie unieważnienia praktycznej części egzaminu państwowego na prawo jazdy kategorii B. Istotą sprawy był fakt, że osoba egzaminowana wykonując manewr parkowania dobrała kolizyjny tor jazdy i jedynie prawidłowa reakcja egzaminatora zapobiegła kolizji. W treści decyzji czytamy natomiast cyt.: „w stanie faktycznym sprawy zachowanie zdającej mogło być ocenione jako stwarzające ryzyko uderzenia w zaparkowany pojazd. Z potencjalnej kolizji w tym przypadku nie wynikało jednak zagrożenie o którym mowa w art. 52 ust. 2 ustawy. Osób trzecich w pobliżu nie było. Prędkość pojazdu egzaminacyjnego, nawet bez interwencji skarżącego, była na tyle mała że skutkiem zetknięcia się z drugim pojazdem mogło być, obiektywnie rzecz biorąc najwyżej uszkodzenie karoserii (...)”.

Urzędnika który w taki sposób uzasadnił uniewżnienie egzaminu i jednocześnie podważył kompetencje egzaminatora należałoby zapytać czy niesamodzielne wykonanie zadania egzaminacyjnego to nie jest przypadkiem powód do obligatoryjnej negatywnej oceny kwalifikacji osoby egzaminowanej? (§32 ust. 1 pkt 2 rozporządzenia, Dz. U. 232 z 2016r.). Czy egzaminator ocenia kwalifikację osoby egzaminowanej czy jedynie przypadkową sytuację na drodze? (czy kwalifikacje osoby egzaminowanej są zależne od obecności osób trzecich?). Dlaczego potrącenie pachołka na placu manewrowym oznacza wynik negatywny, a kolizja z innym pojazdem już nie? Czy osoba zdająca, która nie panuje nad torem jazdy pojazdu przy małej prędkości powinna uzyskać pozytywny wynik egzaminu?

Myślę, że odpowiedzi na powyższe pytania dla każdego egzaminatora są oczywiste. Innym przykładem jest decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Toruniu, które w dniu 12.04.2016 roku utrzymało w mocy decyzję Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego z dnia 02.02.2016 roku znak IF-III-U.8041.30-10.2015 w przedmiocie unieważnienia praktycznej części egzaminu państwowego na prawo jazdy kat. B prawa jazdy. W tym przypadku istotą sprawy również jest kolizyjny tor jazdy. Osoba zdająca kierowała pojazdem w taki sposób, że ten zbliżał się do rosnącego przy drodze drzewa. W treści uzasadniania decyzji natomiast czytamy cyt.: „nie sposób też nie zauważyć, że drzewo o którym wspomina egzaminująca było niewielkie” po czym w aktach sprawy znajduje się fotografia przedmiotowego drzewo wraz z przymiarem wskazującym średnicę pnia drzewa na ok. 12 cm. Czyżby urzędnik uznał, że w małe drzewo zdający może wjechać? Gdzie jest więc granica średnicy pnia drzewa? 13, 14, 15 cm? A może 50 cm? Tyczka na placu manewrowym ośrodka ma zazwyczaj kilka centymetrów średnicy, zaś jej potrącenie oznacza wynik negatywny i tutaj żaden urzędnik tego nigdy nie zanegował (dotychczas).

Wielkim szczęściem w tej sprawie jest fakt, że egzaminator nie poddał się i dalej walczył o swoją rację na poziomie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który w dniu 11.10.2016 roku uchylił decyzję marszałka i przyznał rację egzaminatorowi (sygn. akt. II SA/Bd 697/16). W sentencji WSA wskazał w uproszczeniu m.in. na fakt, że osoba egzaminowana wykonała zadania egzaminacyjne niesamodzielnie, gdyż wymagana była ingerencja egzaminatora przez co wynik egzaminu został prawidłowo ustalony jako negatywny. Satysfakcja egzaminatora? Koniec gehenny? Nic bardziej mylnego. Dyrektor ośrodka w którym zatrudniony jest egzaminator przez kilka lat nie wypłacał mu premii uznaniowej również, po korzystnym wyroku sądu.

Dwa przypadki delikatnie rzecz ujmując dziwnych decyzji organów nadzoru. Jedna z 2016 roku zakończona uchyleniem decyzji przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, gdzie sąd stwierdza że niesamodzielne wykonanie zadania (ingerencja egzaminatora) oznacza wynik negatywny. Drugi przypadek decyzji wydanej już po ww. wyroku WSA, co do istoty sprawy analogiczny – ingerencja egzaminatora, co do zasadności której nikt nie ma wątpliwości. Urzędnicy nie uznają wyroków sądów? Nie znają ich? Kolejny egzaminator, o ile wystarczy mu siły, czasu i pieniędzy, będzie musiał walczyć o słuszność swojej decyzji przed sądem. A może urzędnicy próbują wymusić na egzaminatorach bardziej łaskawe traktowanie osób zdających? Może próbują pokazać drogę egzaminatorom? Czyżby, taki był szczytny i ukryty cel ich misji której my egzaminatorzy nie rozumiemy? Czy mają rację? Może to my egzaminatorzy przesadzamy? Może faktycznie kolizja z innym pojazdem nie świadczy jeszcze o braku wymaganych kwalifikacji.

Przy takim rozważaniu, przychodzi na myśl kolejny przykład tym razem z Łodzi, który wyklucza prawidłowość takich wniosków. Marszałek Województwa Łódzkiego decyzją 48/2015 unieważnił teoretyczną część egzaminu państwowego na prawo jazdy. Osoba zdająca przystąpiła do rozwiązywania testu przy wykorzystaniu komputerowego urządzenia egzaminacyjnego. Przy drugim pytaniu egzaminacyjnym aplikacja nieoczekiwanie zakończyła swoją pracę w wyniku awarii. Zdarza się. Egzaminator przyjął, że egzamin się nie odbył i taką adnotację wykonał w dokumentacji. Organ nadzoru w treści decyzji uznał natomiast, że egzaminator naruszył zasady egzaminowania! W ocenie organu wynik egzaminu należało ustalić na poziomie NEGATYWNYM z uwagi na fakt, że osoba egzaminowana nie uzyskała wymaganej dla wyniku pozytywnego liczby punktów.

O zgrozo! Omawiany przypadek, nawet bez wnikania w meandry prawa dotyczącego egzaminowania kandydatów na kierowców, jest chyba oczywisty. Dziecko w szkole podstawowej już wie, że nie może otrzymać oceny, z klasówki której nie napisało. Natomiast dla urzędnika nadzorującego z ramienia marszałka pracę egzaminatora nie było to możliwe do zrozumienia. W tym przypadku na szczęście już Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Łodzi stanęło na wysokości zadania i uznało rację egzaminatora, co wywołało wielkie oburzenie urzędników. Czy tak to powinno wyglądać? Czy egzaminator wykonujący zadania rządowe powinien w takich sytuacjach sam walczyć o dobre imię i udowadniać rzetelność swojej pracy? Dlaczego często nawet nie może liczyć na wsparcie prawnika pracującego dla ośrodka egzaminowania?

Podobnych przykładów można wymieniać jeszcze wiele. Spotykamy się z nimi na co dzień. Każdy egzaminator ma je w głowie, co wypacza naszą pracę i zmienia ją w groteskę. Zapoznanie się z decyzją marszałka, że uszkodzenie innego pojazdu, czy też wjechanie przez zdającego w „małe drzewo” nie stanowi problemu powoduje, że egzaminatorzy w oczywistych sytuacjach zaczynają się zastanawiać czy nie lepiej postawić jednak wynik pozytywny. Co z tego, że zdający nie potrafi jeździć, co z tego że gdyby nie ja uderzyłby w inny pojazd czy drzewo? Jeśli postawie mu z tego tytułu wynik negatywny za chwile ja będę miał problem. Będę musiał wydawać własne pieniądze i tracić własny prywatny czas na szukanie sprawiedliwości. Dyrektor zabierze mi premię, marszałek obejmie mnie specjalnym nadzorem. A nawet jak wygram po kilku latach sprawę w sądzie, to nikt nie przeprosi nawet. A po co mi to? Nie lepiej wypuszczać na drogi nieprzygotowanych kierowców ? Może akurat mi lub moim bliskim krzywdy nie zrobią.

Moim zdaniem odpowiedź jest prosta. Nie, nie lepiej wypuszczać na drogi nieprzygotowanych kierowców. To my egzaminatorzy oceniamy kwalifikacje osób egzaminowanych i to my za prawidłowość tej oceny odpowiadamy. Nie przed urzędnikiem! Przede wszystkim przed społeczeństwem i własnym sumieniem. Jeśli boimy się prawidłowo zgodnie z przepisami oceniać zarówno na poziomie pozytywnym jaki i negatywnym to znaczy, że pora na zmianę pracy. A także, że coś jest nie tak jak być powinno. Czy system jest zły? Nie, to nie wina systemu. Żaden system się nie sprawdzi jeśli będą w nim funkcjonowały niewłaściwe osoby. Traktujmy naszą pracę jak misję społeczną, żebyśmy mogli patrzeć sobie w oczy i wierzyć w to co robimy. Nie dajmy sobie wmawiać, że ważniejsze jest abyśmy egzaminowali po kilkanaście osób dziennie. Pracujmy rzetelnie, nic więcej. W kraju na szczęści są również ośrodki i ich dyrektorzy, a także urzędnicy nadzorujący pracę egzaminatorów, którzy rozumieją w jakim celu powołane zostały WORDy i na czym polega praca egzaminatora. Życzę wszystkim i sobie abyśmy w takich właśnie, normalnych miejscach pracowali i realizowali swoje zadania. Pamiętajmy jednak, że wiele zależy od nas samych. Nawet wielkie zmiany wymagają małych czynów.

Autor jest egzaminatorem w WORD Łódź.
Tekst ukazał się po raz pierwszy na łamach kwartalnika "Bezpieczny Kierowca"
nr 4 (21) 2018. Dziękujemy Wydawcy za zgodę na publikację.

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.