BRANŻA ODRADZA SIĘ. Izabela Klimas-Niekało. Jeżdżę już trzeci dzień

/ /

BRANŻA ODRADZA SIĘ. Izabela Klimas-Niekało. Jeżdżę już trzeci dzień

Data publikacji: 24 kwietnia 2020, 09:45
BRANŻA ODRADZA SIĘ. Izabela Klimas-Niekało. Jeżdżę już trzeci dzień Izabela Klimas-Niekało, instruktor nauki jazdy, współwłaścicielka OSK "PARTNER" w Żarach

Po udostępnieniu korespondencji wystosowanej przez Fundację Zapobieganie Wypadkom Drogowym oraz Polski Klaster Edukacyjny do dyrektorów Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego oraz wojewodów i marszałków województw, rozpoczęliśmy publikację odpowiedzi na zawarte tam apele. Każdą informację edytujemy odrębnie, jednak w ramach wspólnego cyklu, który zatytułowaliśmy: BRANŻA ODRADZA SIĘ. WORD-y informują o terminach egzaminów państwowych, a ośrodki szkolenia kierowców już szkolą. Izabela Klimas-Niekało mówi, że pracuje już trzeci dzień. Uzasadniając swoją decyzję wymienia wiele czynników. – Kocham swoją pracę, to mój sposób na życie, nie wyobrażam sobie teraz tego nie robić… Tak mówi na początku tej listy. Redakcja

* * *

Pytanie: Bardzo dawno nie miałam możliwości rozmowy z kobietą – instruktorką. Atrakcyjną dziewczyną, osobą bardzo rodzinną i przyjacielską (a to tylko obserwacje z mediów społecznościowych), wykładowcą akademickim, a jednocześnie odważnym instruktorem nauki jazdy. Też motocyklistką. Jak trafiła Pani do zawodu? Nie będę pytała od jak dawna?

Odpowiada Izabela Niekało, instruktor nauki jazdy w OSK „PARTNER” z siedzibą w Żarach: Zanim przejdę do meritum wypowiedzi, to muszę przyznać, że jestem miło zaskoczona dość pozytywną oceną mojej osoby, cieszę się że jestem pozytywnie postrzegana w Wielkim mieście, przez znaczących w branży ludzi. (Wa-wa), za co bardzo dziękuję i mam nadzieję, że ta ocena jest z serca płynąca... A teraz do rzeczy: Moja historia z „byciem instruktorką", zaczęła się 24. lata temu przy stole podczas rodzinnego spotkania. To długa historia, ale po krótce opowiem. Żartobliwie (a jednocześnie chciałam zobaczyć reakcję męża i rodziny), na hasło "ja też chcę być instruktorem nauki jazdy jak Ty” (do męża), po czym hmn… można się domyślać, jaka była reakcja rodziny. (...) Ale mój mąż nie czekał zbyt długo i zapisał mnie na kurs, wtedy zaczynał się od kwalifikacji (czyli trzeba było zdać egzamin teoretyczny) i dopiero wtedy była weryfikacja i możliwość przystąpienia do kursu. Po niedługim czasie zdałam wszystko za pierwszym razem, potem kurs prawie roczny w weekendy, egzaminy wszystkie zawsze zdane za pierwszym razem... I tak w 97 r zostałam jedyną czynną instruktorką nauki jazdy w województwie lubuskim. I tak do dziś, bez przerwy, aż do teraźniejszej pandemii (moja najdłuższa 2. miesięczna przerwa zawodowa). Kocham swoją pracę, to mój sposób na życie, nie wyobrażam sobie teraz tego nie robić... Po 2. miesięcznej przerwie, bycie w L-ce to cudowne uczucie, mówić do kursanta: prawo, lewo, sprzęgło, hamuj, zatrzymaj itd... Tego mi brakowało. Ale chciałbym tu jednocześnie podkreślić, iż gdybym tego nie kochała, to jako kobieta dla samej sfery finansowej bym tego nie robiła. Ponieważ jest to bardzo odpowiedzialna praca, wymagająca pewnych predyspozycji, umiejętności komunikowania się z kursantem, szybkiej, sprawnej oceny sytuacji i tej na drodze i zachowania się kursanta, umiejętności ciągłej koncentracji (ja to zawsze mówię, że mój mózg jest permanentnie w trybie awaryjnym), szerokiej wiedzy nie tylko pedagogicznej, metodycznej, ale i psychologicznej. Indywidualizacja kursanta... I szereg jeszcze innych cech osobowościowych, jak i wiedzy w różnych dziedzinach... Och się rozpisałam. Ale decydując się na wywiad, czy rozmowę ze mną trzeba się z tym liczyć [uśmiech – przyp. red.]. To co lubię, kocham mogłabym opowiadać bez końca...

Pytanie: Jak rozumie Pani odpowiedzialność za zdrowie swoje i innych?

Odpowiedź: Zdrowie i życie i odpowiedzialność jednocześnie to bardzo poważny temat. I tak naprawdę od 24. lat jestem odpowiedzialna nie tylko za zdrowie swoje, kursantów, ale również wszystkich innych uczestników ruchu drogowego, którzy są zawsze w moim zasięgu... Szkolę swoich kursantów z pełną odpowiedzialnością, z pełnym zaufaniem ich do mnie (bo to jest równie ważne, żeby kursant pod moją opieką czuł się bezpiecznie), że w każdym momencie w każdej ekstremalnej sytuacji zareaguję, że nie doprowadzę do wypadku, kolizji itd. Mam taką zasadę w swojej metodyce nauczania, iż każdemu kursantowi na pierwszej lekcji zajęć praktycznych zawsze mówię: proszę mi zaufać, ja tu jestem od pierwszej sekundy do ostatniej sekundy jazdy, ja czuwam nad wszystkim, po to mam wiedzę, umiejętności, doświadczenie jestem odpowiedzialna i dbam tutaj o nas i o wszystkich dookoła, robię to już ponad 20 lat. Gdyby tak nie było, to pewnie i mnie by tu nie było (uśmiech kursanta pojawia się zawsze). Wtedy widzę, że kursant po tym moim instruktażu uspokaja się i zaczyna spokojnie oddychać. To odpowiedzialny zawód, tu nie można sobie pozwolić na chociażby sekundę nieuwagi. Od 20. paru lat zapinam pasy podczas szkolenia (a nie muszę), zapinam bo mam wiedzę, bo wiem że pasy chronią również mnie (doświadczenie też po kolizji uderzenia w tył mojej L-ki). Nie wyobrażam sobie np. leżeć na fotelu daleko od kursanta, nie mając dostatecznej możliwości reagowania (tak widzę jak jeżdżą niektórzy instruktorzy), czy czytając gazetę... Dbam o stan techniczny pojazdów (to również ma wpływ na bezpieczeństwo). Poza tym bardzo ważna rzecz: dostosowuję prędkość do warunków panujących na drodze podczas szkolenia, do każdego kursanta indywidualnie... Jeśli widzę, że kursant nie panuje nad pojazdem przy prędkości 60 km/h to nakazuje jechać 40 km itd... Jestem autorytetem i wizerunkiem dla kursanta, to co mówię ma być przez niego respektowane, nigdy nie poddaję się wpływom emocjonalnym kursantów, którzy czasami prowokują - przez rozmowę - do określonych zachowań chcąc "nagiąć" przepisy, bo np. mój kolega jechał na kursie tą drogą 140, a można 70... Myślę, że jeśli chodzi o to pytanie pokrótce odpowiedziałam.

Pytanie: Po dwóch miesiącach postoju - rozpoczęła Pani szkolenia praktyczne? Większość instruktorów i przedsiębiorców tymczasem analizuje i zapowiada. Co wpłynęło na to, że tak wcześnie podjęła Pani tę trudną decyzję?

Odpowiedź: Tak, już 21. kwietnia rozpoczęłam zajęcia praktyczne. Dlaczego? Na tę decyzję złożyło się kilka czynników. Po pierwsze: czekaliśmy na konferencję premiera, odnośnie złagodzenia obostrzeń. I od 20. kwietnia można wychodzić z domu już nie tylko w sprawach pierwszej potrzeby, ale również w celu polepszenia zdrowia, rekreacyjnie. Można również wychodzić do lasu, a lasy są najczęściej daleko od miasta, więc można się przemieszczać. Zniesione zostały obostrzenia odnośnie wychodzenia z domu młodzieży od lat 13. bez opiekuna. To również jest ten czynnik, który dla naszej branży powoduje to, iż nasi niepełnoletni kursanci mogą już samodzielnie przychodzić na jazdy. Po drugie: w naszym województwie jest najmniej chorych, to też dobra informacja. Po trzecie: śledzę media i pojawiły się informacje, że WORD-y - już po majówce - będą zaczynały odwieszać egzaminy. Po czwarte: to takie moje obserwacje i wnioski: skoro w zakłady przemysłowe, wielkie fabryki (Żary), od początku epidemii w Polsce pracują pełną parą, na zmianie jest po 200, 300-500 osób, które mijają się ze sobą wcale nie zachowując 2 m odległości, korzystają z tych samych sanitariatów i pracują bez maseczek (a to są fakty, bo rozmawiam z ludźmi) i tam nie ma żadnych osób zarażonych, to dlaczego my instruktorzy - przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności - nie mielibyśmy jeździć? (...) Po piąte: kwestia utrzymania płynności firmy. Z mężem byłam w domu prawie 2 miesiące, oprócz tego biznesu, nie mamy innego źródła utrzymania, skoro rząd jest nieudolny, nie potrafi zagwarantować nam pomocy, to niestety, ale musimy wrócić do pracy... Faktury, opłaty stałe napływają, nikt nie chce czekać, nawet samorząd od dwóch miesięcy milczy... Po piąte: większość, a nawet nasi wszyscy kursanci, dzwonią, piszą kiedy jazdy, ponieważ chcą już je kontynuować. Każdemu zależy. Jeszcze dodam, że nasze OSK zostało zamknięte już półtora tygodnia wcześniej niż rząd wydał obostrzenia, właśnie ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa sobie i kursantom. L-ki jeszcze jeździły, a nasza firma już nie. Zresztą informacje były z naszej strony na bieżąco na fb.

Pytanie: Rozumiem, że trzeba. Np. wiele osób potrzebuje uprawnień bo przekwalifikują się. Dziś rano znany młody aktor relacjonował jak musiał zostać… kurierem. Wozi przesyłki - pracuje od czwartej rano, aktualnie to jego jedyne źródło utrzymania. Oczywiście to taka przykładowa sytuacja, jednak dobitnie uzasadniająca, że szkolenia i egzaminy muszą trwać. Jednak takich potrzeb może być mało? Czy ta największa grupa kandydatów – 18.latkowie – czy przyjdą na kurs?

Odpowiedź: Hmn... Myślę, że szanowane, prestiżowe szkoły jazdy zawsze będą miały klientów, bez względu na panującą sytuację. Od wczoraj rozmawiam ze swoimi kursantami na temat prawa jazdy, czy jest dziś potrzebne? Pytam jak 18. latkowie podchodzą do pandemii... I co się okazuje, młodzi ludzie nie panikują, chcą jeździć, chcą mieć prawo jazdy. Moi kursanci jednoznacznie odpowiadają, że „prawo jazdy tera, w tym czasie pandemii prawko by im się bardzo przydało”. Z różnych powodów. Np. w związku z tym, że - mieszkamy blisko granicy i obserwujemy - że dużo rodzin zostało rozdzielonych. Tu jest żona, dzieci, samochód pod domem, ale daleko od miasta, czy nawet w samym mieście, trudno im jest przemieszczać się komunikacją miejską, ze względu na ograniczenia. A prawo jazdy byłoby dużym ułatwieniem. Ponadto mnóstwo ludzi - z mojego miasta i z okolicznych wiosek - pracuje w tzw. strefach przemysłowych oddalonych kilka, kilkanaście kilometrów od ich miejsca zamieszkania, a autobusy mają ograniczenia w ilości miejsc. Stąd też prawo jazdy okazuje się niezbędne dla bycia niezależnym w czasie epidemii.

Pytanie: L-ce w ruchu drogowy – w czasach epidemii – łatwiej szkolić? Przecież puste ulice. A może kursanci przyjdą właśnie z tego powodu?

Odpowiedź: Zaczęłam szkolenie od 21 kwietnia, tak więc w trakcie pandemii. Jeżdżąc kilkanaście godzin dziennie obserwuję otoczenie i rzeczywiście mogę powiedzieć, że ruch pieszy, rowerowy czy pojazdów jest bardzo mały, widać wyraźną różnicę sprzed pandemii. W godzinach szczytu też jest dużo lepiej się poruszać, ponieważ nie ma korków, nie stoimy długo przed skrzyżowaniami. Mogę z kursantem objechać dużo więcej skrzyżowań w krótszym czasie niż zwykle. Owszem w godzinach między 14. a 16. na drodze pojawia się trochę więcej pojazdów, bo jednak duża część ludności pracuje normalnie, kończy pracę o tych samych porach, ale to jest naprawdę niewielka różnica między godzinami przed i po szczycie komunikacyjnym. Oczywiście ruch uzależniony jest od kilku czynników (ja podaję przykład miast, w których ja szkole, czyli Żary i Żagań), od ilości posiadanych pojazdów na danym obszarze, od ilości ludności, od infrastruktury. W różnych miastach naszego kraju będzie on inny, ale na pewno mniejszy. Oczywiście szkolenie jest trochę łatwiejsze dla kursanta, bo im mniejszy ruch tym mniej manewrów do wykonania (zatrzymanie, hamowanie, ustępowanie pierwszeństwa), mniej rowerzystów i pieszych (dla kursantów to zmora drogowa [uśmiech – przyp. red.]), ale wcale nie korzystniej, jeśli chodzi o nabywanie umiejętności, właśnie ze względu na to co ww.

Czy z tego powodu na kursy zdecyduje się większa liczba kursantów, czy to przełoży się na odrobienie naszych strat... Myślę, że teraz nie można odpowiedzieć na to pytanie. Czas pokaże. Przecież pandemia nie będzie wiecznie trwać i za chwilę wszyscy pomału ruszymy i rozpoczną się zapisy, a kursanci z chęcią przyjdą robić prawko. 

Pytanie: I ryzyko epidemiologiczne? Jakie środki bezpieczeństwa podjęła Pani? Nie ma przecież w L-ce 2. metrowego dystansu? Jeżeli zatrzymają Panią policjanci, jak im Pani uzasadni jazdę? Nie jest to dla kursanta ani miejsce pracy, ani wolontariat, ani zabezpieczenie najważniejszych potrzeb życiowych?

Odpowiedź: Trudno tutaj jest sprecyzować do jakiej kategorii obostrzeń „wrzucić" szkolenia praktyczne w naszych pojazdach. Tak naprawdę nie ma jednoznacznej interpretacji. Od 20. kwietnia zostały poluzowane obostrzenia dotyczące np. wyjścia w celach rekreacyjnych czy polepszenia zdrowia i fizycznego i psychicznego, 13. latkowie mogą już wyjść samodzielnie. Jednocześnie zostały nam nakazane maseczki, które mają nas w pewien sposób chronić tam gdzie jest bliski kontakt z drugą osobą. Można przemieszczać się pojazdami z innymi osobami niż rodzina, ale wtedy obowiązują maseczki.

W swojej L-ce oczywiście stosuję środki bezpieczeństwa. Przed każdą jazdą otwieram drzwi z obu stron, aby był przewiew (kursant czeka około 5 min.), w tym czasie dezynfekuję 95% alkoholem właściwie wszystkie urządzenia, z którymi kursant ma styczność, poczynając od kierownicy, całego fotela, dźwigni, hamulca, kluczyka, drzwi, klamek, pasów (sprzączka również). Poza tym pierwsze pytanie do kursanta dotyczy jego stanu zdrowia (ale tu zatrzymam się i odpowiem tak: większość moich kursantów pracuje i przychodzi na jazdy, albo przed pracą albo po, w pracy i mają sprawdzaną temperaturę, tu jestem spokojna), młodzież właściwie siedzi w domach więc tak naprawdę są niewiele narażeni, oczywiście kursant jak i ja mamy maseczki, ja dodatkowo zakładam przyłbicę i zakładam rękawiczkę na swoją lewą rękę, tak gdzie mam styczność, gdzie muszę złapać za kierownicę, bieg czy rękę kursanta. Przed jazda dodatkowo mam środek do okazania rąk i każdy z nas odkażą je. Nie wymagam od kursanta rękawiczek, ponieważ przychodzą z różnymi najzwyklejszymi lateksowymi, w których po paru minutach pocą się ręce, wręcz zalewają wodą, kleją do kierownicy. Wszystko jest zdezynfekowane, więc nie ma obaw. Ja mam profesjonalną rękawiczkę więc mi ręka się nie poci, a i nie ma czego nawet bo nie jestem w stresie jak kursant, im ręce pocą się nawet i bez rękawiczek. [uśmiech – przyp. red.]. Nie sprawdzam temperatury, bo dostanie termometru graniczy z cudem, ale mam zamówione w aptece.

Tak, jeśli chodzi o odległość to rzeczywiście nie ma jej, ale przecież maseczki i inne środki ostrożności, które zaleca rząd są wystarczające, aby się chronić. Staram się nie odwracać twarzą do kursanta, mówię z głową na wprost. A przy okazji, to chciałabym przytoczyć, tu zalecane przez rząd cyt. "praca zdalna tam gdzie jest ona możliwa", no niestety, takiej możliwości w naszym "zakładzie pracy czyli L ce”, nie ma. Więc my wykonujemy pracę a kursant przychodzi na szkolenie, więc jak interpretować tutaj rolę kursanta w stosunku do wykonywania przez nas pracy? Przecież nie będziemy pracować z samym sobą... Szanowni państwo, przytoczę kilka przykładów gdzie np.: kierowcy samochodów ciężarowych jeżdżą często w duecie, konwojerzy również w duecie, taksówkarze nawet przewożą więcej osób, w busach jest nawet dwie i więcej ludzi - i nigdzie tam nie ma możliwości zachowania 2. m odległości... Nie jesteśmy w stanie w każdej sytuacji zachować odstęp 2. m. Młodzież wyszła z domów, grupują się po kilka osób, Pani w markecie rozkłada towar i obija mi się o plecy, klienci szukający w markecie czegoś po półkach też się o siebie odbijają i wcale nie są w żaden sposób zabezpieczeni. My w L-kach naprawdę stosujemy 100 % bezpieczeństwa, uważam że nie jesteśmy więcej narażeni na wirusa, niż pracownicy w fabryce, w ilości 200 czy 300 osób na zmianie. Dziś kursantka opowiadała mi kask to jest w fabryce na dużej hali, hmn... nie ma zalecanych odstępów, bo się po prostu nie da, z tych samych sanitariatów korzysta kilkaset osób, bez żadnej dezynfekcji (więc o czym my tu rozmawiamy?), i do tej pory przez 2. miesiące nikt nie zachorował... przepraszam za kolokwializm...

Jeśli chodzi o Policję, to przez te 3 dni pracy, nie zatrzymali mnie ani razu. Mijam się z Policją kilkanaście razy dziennie, i myślę że to nie jest ich celem teraz aby zatrzymywać pojazdy nauki jazdy, bo tak naprawdę nie wiedzieliby z jakiego "paragrafu" nas ukarać. Jeśli będzie taka sytuacja, kiedy mnie zatrzymają na pewno będę dążyła do konkretnego argumentu uzasadnienia wg obowiązujących obostrzeń... Co do zastosowania środków zabezpieczających to jestem na etapie tworzenia takiej kurtyny między mną a kursantem z miękkiej folii przyczepianej na rzepy do podsufitki, w taki sposób, aby nie utrudniała mi bezpiecznego kontaktu, czy reakcji w razie sytuacji, w której będę musiała zareagować np. na koło kierownicy.

Pytanie: Jakieś przesłanie do koleżanek i kolegów instruktorów?

Odpowiedź: Myślę, że każdy instruktor jest odpowiedzialny, wie jak postępować zdroworozsądkowo w tym trudnym czasie... Ze swojej strony chciałabym przekazać, że tak naprawdę mamy możliwości zabezpieczenia siebie nawzajem, aby się nie zarazić... Nie popadajmy w skrajności i podchodzimy z pewnym dystansem do tej epidemii, pandemii... Oczywiście to jest moje podejście na tę chwilę, a każdy instruktor sam zdecyduje czy podejmować szkolenie czy nie. Ja podjęłam i machina ruszyła. Życzę wszystkim wytrwałości, zdrowia i pozytywnego myślenia a wtedy wszystko wróci do normy.

Dziękuję za rozmowę.

Pytała red. Jolanta Michasiewicz

(fot. ze zbiorów OSK „PARTNER”)

 

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.