Czy to nie parodia?

Data publikacji: 13 marca 2013, 12:32
Autor: Dawid Szulc

O problemach na egzaminie (kat. C), komplikacjami z PKK i orzeczeniem psychotechnicznym pisze pan Dawid Szulc. Zachęcamy do lektury ciekawego tekstu i opisywania własnych historii. Czekamy na Wasze spostrzeżenia i nie przestajemy trzymać kciuków za każdego, kto boryka się z nową rzeczywistością prawną

Na portal L-instruktor natrafiłem przy okazji poszukiwania rozwiązań dla problemów, jakie pojawiły się w związku z nowymi przepisami oraz ich nieścisłością. Chcę przedstawić swoją sytuację, która zastała mnie akurat na przełomie starych i nowych przepisów. Po latach doszkalania się w zakresie prowadzenia różnych pojazdów widzę cały ten absurd, ale po kolei.

W okolicach września 2012, w jednym z trzebińskich ośrodków szkolenia rozpocząłem kurs prawa jazdy na kategorię "C". W oczywistym zamiarze miałem także kontynuowanie kursu w kierunku kategorii "C+E" i w związku z tym, chciałem zmieścić się w czasie tak, aby zdać testy "po staremu". Zwłaszcza, że wiedziałem, że kolejny kurs "C+E" polega jedynie na praktyce. Nie sądziłem, że jakkolwiek utrudni mi to życie, jednak myliłem się. Co do samej kategorii "C" szło mi w miarę gładko. Nauka i praktyka z czasem nabierała sensu. Widziałem znaczny postęp w swoich umiejętnościach, postawie za kółkiem. Czułem się pewnie, coraz pewniej - było dobrze.

Egzamin zdawałem w Katowicach - miałem najbliżej. Testy poszły mi dobrze, sądziłem, że reszta to formalność. Niestety, jednak nie. Na placu manewrowym pomyślałem, że jestem w ukrytej kamerze. Dlaczego? Każdy z adeptów sztuki kierowania, przystępujący do części praktycznej wymieniał między sobą pomocne informacje uzyskane od różnych osób. Wiedza ta dotyczyła zachowania odpowiedniej odległości przy zatrzymywaniu pojazdu w trakcie cofania na łuku. Każdy, nawet ja sam mogę przyznać, że lusterka w pojeździe na placu są przybliżające. Ciężko więc za ich pomocą ocenić odległość, jaka pozostaje wolna za pojazdem. Dlatego 99% osób miało z tym problem. Kilka osób skorzystało z różnych pomocy (punktów odniesienia), co według mnie nie było fair. Egzaminator był tego samego zdania, zaczął zwracać na to szczególną uwagę i pozostali już tak nie robili. Uważam, że egzamin to nie pole do popisu dla umiejętności kombinowania tylko umiejętności jazdy/manewrowania. Powinniśmy umieć panować nad pojazdem i nie stwarzać zagrożenia, a nie udowadniać, że posiedliśmy sztukę jazdy równą profesjonalistom z 20-letnim stażem. Zwłaszcza, że każdy uczył się jeździć na innej ciężarówce, a nie jak w przypadku kategorii "B" na tym samym, co ma WORD. Czyż tak nie jest?

Nie zdałem więc za pierwszym podejściem, tak jak pozostałe 8 osób z jedenastoosobowej grupy. Udało się tylko trzem osobom, które na samym początku skorzystały z opisanych przeze mnie wyżej "pomocy" przy cofaniu. Zapytałem więc swojego instruktora, jak on wykonuje takie manewry, w życiu codziennym. Usłyszałem, że jeśli nie ma pewności to trzeba się zatrzymać i sprawdzić. Wiadomo przecież, że jak wsiada się pierwszy raz do nowego samochodu to potrzeba trochę czasu na wyczucie auta... To już mnie utwierdziło, że w Polsce mamy jeden wielki bałagan, nie ma w tym ani rąk ani nóg...

Kolejny egzamin zastał mnie po 19 stycznia. Automatycznie obowiązywały mnie nowe przepisy. Musiałem zrobić dodatkowe badania psychotechniczne. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Ustawodawcy nie przewidzieli wzoru odpowiedniego pisma. Pani psycholog więc wypisała mi Orzeczenie Psychologiczne, z którym podobno miało nie być problemów. Dostałem dokument taki, jak dla kierowców przedłużających swoje kwalifikacje zawodowe. Jedyna różnica polegała na dopisku: "zgodnie z art. 82 ust. 1 pkt 1a ustawy z dn. 5 stycznia 2011 o kierujących pojazdami (Dz. U. 2011 nr 30, poz. 151)". Katowicki WORD przyjął mi to orzeczenie bez problemu, mogłem przystąpić do egzaminu. Połowa sukcesu, już wiedziałem co trzeba robić. Jeden z uczestników miał trafną sugestię co do łuku i udało się. Mieliśmy patrzeć wyłącznie w lusterka i patrzyliśmy.

Moje marzenia się spełniły, plac zdany, miasto zaliczone, teraz wypadałoby się zapisać na nowy kurs... i wtedy zaczęła się przygoda z PKK. W moim wydziale komunikacji w Chrzanowie (woj. małopolskie) nie uznano mojego Orzeczenia Psychologicznego. Stwierdzono, że jest niezgodne z przepisami i zachodzili w głowę dlaczego w ogóle WORD zaakceptował taki dokument... Urzędnicy powiedzieli mi, że pani psycholog powołała się na złe przepisy, odsyłano mnie od drzwi do drzwi. W końcu pani psycholog zaoferowała, że porozmawia z panią w wydziale komunikacji. Stałem się świadkiem 15-minutowej rozmowy, podczas której jedna pani starała się przetłumaczyć tej drugiej, że to właśnie ona ma rację. Uznałem, że czas to zakończyć. Poprosiłem p. psycholog żeby po prostu poprawiła to pismo tak jak chcą bo tak, to nasz kraj w końcu zginie; najwidoczniej każde województwo to inne państwo. W odpowiedzi usłyszałem, że wszystko jest kwestią interpretacji tych naszych, nieścisłych przepisów i będzie takie orzeczenia nadal wystawiała bo na Śląsku nie ma z nimi problemów.

Czy to nie parodia...?

Pozdrawiam!

fot.: sxc.hu, mod. własna

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.