Egzaminuje marszałek czy egzaminator?

/ /

Egzaminuje marszałek czy egzaminator?

Data publikacji: 20 grudnia 2018, 12:53
Autor: Jacek Łęgocki
Egzaminuje marszałek czy egzaminator? fot. Grupa IMAGE /archiwum

Marszałek Województwa Łódzkiego przeprowadził w jednym z podległych mu ośrodków kotrolę problemową w zakresie sprawdzenia prawidłowości przeprowadzania części praktycznej egzaminów państwowych na prawo jazdy. Spośród skontrolowanych egzaminów uwagę urzędników zwrócił egzamin, gdzie przyczyną uzyskania wyniku negatywnego przez osobę egzaminowaną był fakt, że wykonując manewr zmiany kierunku jazdy w lewo z drogi jednokierunkowej, nie zbliżyła się ona wcześniej do jej lewej krawędzi. W uproszczeniu manewr skrętu w lewo wykonywała w sposób jakby znajdowała się na jezdni dwukierunkowej. Co istotne, osoba zdająca nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że wykonywała ten manewr w sposób nieprawidłowy oraz sama przyznała, że była przekonana, iż znajduje się na jezdni dwukierunkowej. Czy może być bardziej oczywista sytuacja dla egzaminatora? Trudno sobie taką wyobrazić. Tymczasem w wyniku szczegółowej analizy zgromadzonego materiału dowodowego w tym głównie zapisu audio i video organ nadzoru ustalił  m.in. co następuje cyt.:

            „W tym miejscu zauważyć należy, że przy lewej krawędzi jezdni, bezpośrednio przed linią warunkowego zatrzymania złożoną z prostokątów P-14 (…) zarówno w czasie pierwszej, jak i drugiej próby realizacji wspomnianego zadania egzaminacyjnego zaparkowany był, w sposób sprzeczny z obowiązującymi przepisami ruchu drogowego, pojazd innego uczestnika ruchu drogowego. Dodatkowo podkreślenia wymaga fakt, że zgodnie z pkt 2.1 (rys. 2.1.1) rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 roku w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków (…) rzeczona linia wyznacza obszar skrzyżowania.

            W ocenie organu nadzoru, zarówno pierwsza, jak i druga próba realizacji przedmiotowego zadania egzaminacyjnego, w opisanych warunkach drogowych, były wykonane w sposób zgodny z dyspozycją art. 22 ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Warto przy tym zauważyć, że przywołany przepis nie wskazuje na jaką odległość kierujący pojazdem ma obowiązek zbliżyć się do krawędzi drogi jednokierunkowej jeżeli zamierza skręcić w lewo. Istotne jest przede wszystkim to, że zbliżenie do tej części drogi, musi nastąpić jeszcze przed rozpoczęciem samego skrętu na co wskazuje zapis cyt. „jeżeli zamierza”, a nie po rozpoczęciu manewru, w trakcie jego trwania, czyli w rozpatrywanym przypadku po wjeździe na skrzyżowanie, które wyznaczała linia warunkowego zatrzymania P-14„

Z tego krótkiego fragmentu wydanej decyzji nr 43/2017, znak sprawy IFI.8041.34.2017.PJ można wysnuć wiele interesujących wniosków.

Niezrozumiałe jest przede wszystkim, co w przedmiotowym przypadku do rzeczy ma linia P-14? Linia umieszczona została przed przejściem dla pieszych i zgodnie z przepisami wyznaczała miejsce ewentualnego zatrzymania pojazdu w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszym. Przytoczona norma prawna natomiast faktycznie wprowadza pojęcie „obszar skrzyżowania”, lecz znajduje się ona w dziale „szczegółowe warunki techniczne dla sygnałów drogowych (...)”, zatem należy rozumieć, że dotyczy skrzyżowań wyposażonych w sygnały świetlne. Sama linia P-14 może m.in. wyznaczać miejsce zatrzymania pojazdu w związku z nadawanym sygnałem ewentualnie przejściem dla pieszcyh. Skąd więc pomysł kopiowania  zapisu dotyczącego sygnalizacji świetlnej i zastosowania go do przejścia dla pieszych? Czyżby organ nadzoru przypisywał sobie nawet prawo do tworzenia własnego prawa? Zauważyć należy również, że można mieć także spore wątpliwości, czy pod pojęciem „obszar skrzyżowania” należy rozumieć „skrzyżowanie” w rozumieniu ustawy Prawo o ruchu drogowym.

Abstrahując od powyższego rodzi się również pytanie, dlaczego organ nadzoru utożsamił sam fakt wjazdu na skrzyżowanie z rozpoczęciem manewru skrętu w lewo? W tym przypadku po wykonaniu omijania zaparkowanego pojazdu było jeszcze przejście dla pieszych, które kierujący musiał przejechać, następnie prawa połowa jezdni drogi w którą zamierzał skręcić, więc co najmniej kilkanaście metrów jazdy na wprost. Dlaczego zdaniem organu nadzoru kierujący nie miał obowiązku na tym odcinku zbliżyć się do lewej krawędzi skoro w dalszym ciągu zamierzał skręcić w lewo? Dlaczego wjazd na skrzyżowanie został uznany za równoznaczny z rozpoczęciem manewru skrętu? Organ nadzoru nie spotkał się nigdy z bardziej rozbudowanym skrzyżowaniem? Dróg dwujezdniowych przykładowo, gdzie pomiędzy wjazdem na skrzyżowanie, a faktycznym rozpoczęciem skrętu występuje odległość kilkudziesięciu metrów, a sam pas do skrętu w lewo pojawia się dopiero wewnątrz skrzyżowania. W takim przypadku kierujący też nie ma obowiązku zająć właściwej pozycji na drodze, gdyż już wjechał na skrzyżowanie?

Nadto, spostrzeżenie dokonane przez organ nadzoru, że dyspozycja art. 22 ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym nie wskazuje na jaką odległość kierujący ma zbliżyć się do lewej krawędzi jezdni jednokierunkowej, jeżeli zamierza skręcić w lewo, stanowi swojego rodzaju kuriozum. Spostrzeżenie takie sugeruje, że dowolne zbliżenie się do lewej krawędzi, egzaminator winien uznać, za prawidłowe zachowanie. Wyobraźmy sobie więc sytuację w której kierujący porusza się prawym pasem jezdni jednokierunkowej o trzech wyznaczonych pasach ruchu. Zamierza skręcić w lewo, więc zbliża się uprzednio do lewej krawędzi o jeden pas ruchu, czyli zajmuje środkowy i z tej pozycji skręca w lewo. Czy to jest zdaniem organu nadzoru sytuacja prawidłowa? Nie, z całą pewnością nie jest, podobnie jak omawiana. Żadnego przepisu ustawy nie można bowiem stosować wyrywkowo, czyli w oderwaniu od pozostałych.

Działamy często na granicy bezpieczeństwa wręcz, a robimy to tylko dlatego, aby udowodnić nadzorowi, że osoba egzaminowana nie potrafiła jeździć. Czyli żeby pan czy pani inspektor w nadzorze, analizując zapis video bez problemu widział, że sytuacja była niebezpieczna.

W przypadku ustawy Prawo o ruchu drogowym mamy przecież jeszcze m.in. art. 3 ust. 1, który w uproszczeniu zobowiązuje kierującego do unikania zachowania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić, albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porzędek publiczny, natomiast przez działanie rozumie się również zaniechanie. Biorąc pod uwagę powyższą normę, zaniechanie zajęcia wymaganej pozycji na drodze będzie działaniem, które może pociągać za sobą skutki w niej określone. Skręcanie w lewo ze środka jezdni jednokierunkowej będzie działaniem, które może utrudniać ruch, zakłócać spokój czy też wręcz zagrażać bezpieczeństwu lub porządkowi na drodze. Reasumując kierujący ma obowiązek w omawianej sytuacji zbliżyć się do lewej krawędzi jezdni jednokierunkowej tak bardzo, jak bardzo jest to tylko możliwe. Wówczas inni uczestnicy ruchu drogowego poruszający się np. na wprost będą mogli go prawidłowo ominąć lub wyprzedzić, nie kolidując ze skręcającym pojazdem.

Najbardziej niezrozumiałą rzeczą w przedmiotowym postępowaniu jest jednak fakt, że organ nadzoru odmówił egzaminatorowi uprawnień dyskrecjonalnych i ograniczył je jedynie do prawa oceny zachowania osoby egzaminowanej w zakresie jego zgodności z obowiązującymi przepisami ruchu drogowego. Dlaczego organ nadzoru nie wziął pod uwagę §27 ust. 1 pkt 9 rozporządzenia (Dz. U.  2016 poz. 232 z późn. zm.)? Czy egzaminator nie ma obowiązku zwracać szczególnej uwagi m.in. na sposób wykonywania manewrów na drodze, zachowanie wobec innych uczestników ruchu, umiejętność oceny potencjalnych lub rzeczywistych zagrożeń na drodze, skuteczność w przypadku powstania zagrożenia, sposób używania mechanizmów sterowania pojezdem? Czy egzaminu nie przeprowadza się w celu sprwadzenia kwalifikacji w zakresie m.in. bezpiecznego, sprawnego, zgodnego z przepisami, energooszczędnego i nie utrudniającego innym kierowania pojazdem? Dlaczego więc organ nadzoru pominął te wszystkie wymagania, a skupił się jedynie na zgodności zachowania osoby zdającej z przepisami ruchu drogowego? Egzaminator nie ocenia na drodze przypadkowej, losowej sytuacji, lecz ocenia właśnie kwalifikację zdającego na podstawie jego zachowania w różnych, wymaganych przepisami sytuacjach drogowych. Nie ma więc znaczenia, czy stały zaparkowane pojazdy, jeżeli osoba nie miała nawet świadomości, że należy zbliżyć się do lewej krawędzi, gdyż znajduje się na jezdni jednokierunkowej.

Przyjęcie błędnych odpowiedzi na powyższe pytania doprowadziło organ nadzoru również do błędnego wniosku, że osoba zdająca wykonała przedmiotowe zadanie w sposób zgodny z dyspozycją art. 22 ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym, a w związku z tym ocena kwalifikacji została rzekomo ustalona nieprawidłowo, co natomiast skutowało wydaniem decyzji o unieważnieniu egzaminu. Egzaminator był przekonany, że egzamin przeprowadził zgodnie z przepisami, a unieważnienie egzaminu było nieuprawnione. Podzielił się swoimi wątpliwościami w pierwszej kolejności z Samorządowym Kolegium Odwoławczym w Łodzi, a następnie również z Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Łodzi. Sąd bez cienia jakichkolwiek wątpliwości uchylił decyzję o unieważnieniu egzaminu (sygn. akt. III SA/Łd 341/18) i zauważył co następuję cyt.:

            „ (...) wyłącznie egzaminator jest uprawniony do przeprowadzenia egzaminu i dokonywania oceny jego wyników, a więc tylko egzaminator posiadał kompetencje i uprawnienie do oceny, czy osoba, która przystąpiła do praktycznej części egzaminu państwowego na prawo jazdy kat. B, posiadała umiejętności  (…)”

„Zatem tylko i wyłącznie egzaminator na bieżąco decyduje o prawidłowości wykonania danego manewru i wykazaniu się przez zdającego umiejętnością nie tylko zgodnego z przepisami, ale także bezpiecznego, sprawnego, i nieutrudniającego innym uczestnikom ruchu po drodze publicznej (...)”

oraz

            „przyjęcie odmiennego stanowiska, takiego jakie zaprezentowały organy administracji orzekające w sprawie, wymagałoby, w ocenie Sądu tego, aby prawidłowości ocen dokonanych przez skarżącego w trakcie egzaminu praktycznego na prawo jazdy oceniali niezależni biegli. Do dokonywania takiej oceny, tylko na podstawie zapisu znajdującego się na płycie DVD, nie jest bowiem wystarczająca sama znajomość przepisów ustawy Prawo o ruchu drogowym i przepisów wykonawczych (…) i dlatego ocena naruszeń przepisów dokonana przez organy obu instancji nie jest miarodajna. Wiążącej oceny w tej kwestii także nie dokonywał Sąd rozpoznający niniejszą sprawę”

Wojewódzki Sąd Administacyjny doszedł zatem do wniosku, że jedyną osobą upoważnioną do dokonywania oceny kwalifikacji osób przystępujących do egzaminu jest egzaminator, zatrudniony w wojewódzkim ośrodku ruchu drogowego. Sąd słusznie zauważył także, że dokonując oceny kwalifikacji egzaminator bierze pod uwagę nie tylko zgodność jej zachowania z przepisami ruchu drogowego, lecz również szereg innych okoliczności. Mało tego, sam Sąd uznał, że nie będzie dokonywał wiążącej oceny w tej kwestii. Sąd najwyraźniej w przeciwieństwie do organu nadzoru nie przypisał nawet sobie prawa i konieczności wykonywania czynności zastrzeżonych dla egzaminatora. Skoro oczywiste rzeczy dostrzegł Sąd Administracyjny w Łodzi, rodzi się podstawowe pytanie, a mianowicie dlaczego organy tak chętnie podważają ocenę i kompetencje egzaminatora? Przecież to egzaminator jest w pojeździe w czasie rzeczywistym i widzi jak zachowuje się osoba zdająca, czy potrafi prawidłowo zachować się w różnych sytuacjach drogowych czy też jej działanie jest chaotyczne i przypadkowe. Czyż nie to powinien oceniać egzaminator?

Jak się okazuje zdaniem organu nadzoru, niestety nie dokońca tak jest. Odrębnym pismem stwierdził on bowiem, że „poza sferą oceny organu nadzoru pozostaje stan świadomości osoby zdającej tj. na jakiej drodze się znajduje”. Zdaniem organu nadzoru fakt, braku jakiejkolwiek świadomości w tym zakresie przez osobe zdającą nie podlega ocenie egzaminatora i organu nadzoru. Przyjmując taki tok rozumowania faktycznie, należałoby oceniać jedynie sytuację na drodze, a nie rzeczywiste kwalifikacje zdającego. Czyli w uproszczeniu wynik egzaminu należałoby uzależnić od czynników losowych takich jak np. czy stały zaparkowane pojazdy czy też nie, chociaż niezależnie od tego osoba nie miała pojęcia jak powinna się prawidłowo zachować. Użyte przez organ nadzoru sformułowanie na szczęście również nie umknęło uwadze Sądu, który stwierdził, że cyt.:

„stwierdzenie to nie było chyba przemyślane i jest nie do zaakceptowania z punktu widzenia zasad ruchu drogowego i celu ustawy, która ma gwarantować dopuszczenie do udziału ruchu drogowym osób należycie przygotowanych do kierowania pojazdem”

Reasumując, sposób postępowania niektórych urzędników nadzorujących egzaminy państwowe wynika najprawdopodoniej z braku zrozumienia idei przeprowadzania egzminów, co wiąże się z próbą stosowania suchych norm prawnych bez ich wcześniejszego zrozumienia, co prowadzi często do wyciągania błędnych wniosków. Wyrok w przedmiotowej sprawie jest swego rodzaju istnym, przysłowiowym światełkiem w tunelu, dającym nadzieję, że może wreszcie współpraca pomiędzy nadzorem, a egzaminatorami będzie układała się prawdłowo i służyła naszemu wspólnemu dobru jakim jest bezpieczeństwo ruchu drogowego. Być może, wreszcie urzędnicy marszałka, którzy do tej pory nie rozumieli na czym polega praca egzaminatora teraz wyciągnom wnioski i wreszcie będzie normalnie. Chociaż już pojawiają się krytyczne opinie, że Sąd związał ręce organom nadzorującym. Pojawiły się pytania, po co więc w ogóle jakiś nadzór skoro nie może nadzorować?

Niestety, jak widać granica pomiędzy nadzorowaniem, a wchodzeniem w kompetencje egzaminatora jest zbyt cienka, a w związku z tym trudna do zrozumienia. Nadzorowanie winno sprowadzać się do dbania o wysoką jakość egzaminowania, nie zaś do wątpliwej jakości kwestionowania kompetencji egzaminatora. Egzamin można unieważnić w przypadku jeśli był prowadzony w sposób niezgodny z przepisami, a ujawnione nieprawidłowości miały wpływ na wynik. Oczywistym jest zatem, że wpierw organ nadzoru winien ustalić, że egzamin był prowadzony niezgodnie z przepisami, aby mógł badać wpływ ujawnionych nieprawidłowości na jego wynik. Samo badanie wyniku egzaminu, sprowadzające się do równoległej oceny kwalifikacji osoby zdającej jest niedopuszczalne. Kiedy zatem możliwe będzie unieważnienie egzaminu? W tym zakresie przedmiotowy wyrok również wyznacza pewne kierunki. Sąd wprost wskazał taki przypadek tj. cyt.:

„Egzamin praktyczny na prawo jazdy zdany z wynikiem pozytywnym będzie zatem ważny wtedy, gdy został przeprowadzony z zachowaniem powyższych przepisów, to jest gdy osobie egzaminowanej spełniającej wszystkie kryteria formalne, zlecono wykonanie wymaganych zadań egzaminacyjnych, a osoba egzaminowana poprawnie wykonała zadania (…), a więc gdy kandydat na kierowcę wykonał wszystkie wymagane manewry i zadania egzaminacyjne i wykazał się w trakcie ich wykonywania wystarczającymi umiejętnościami, gdy chodzi o ponawanie nad pojazdem, znajomością i umiejętnością stosowania przepisów ruchu drogowego, w konkretnych sytuacjach na drodze”

a także cyt.:

„Nie budzi istotnych wątpliwości, możliwość unieważnienia egzaminu na prawo jazdy w sytuacji, gdy w sposób znaczący skrócony został przez egzaminatora wymagany czas trwania egzaminu praktycznego, bądź nie zostały wykonane w trakcie jego trwania wszystkie wymagane przez przepisy obligatoryjne czynności, manewry lub zadania egzaminacyjne”

Egzaminatorzy powinni zatem rzetelnie i bezstronnie wykonywać powierzone obowiązki, przestrzegać przepisów i dokonywać oceny kwalifikacji osób przystępujących do egzaminów bez obaw, że organ nadzoru uzna, iż ich ocena nie była prawidłowa. Inne podejście do tematu wypacza całą ideę systemu egzaminowania. Problem ingerowania nadzoru w ocenę egzaminatora znany jest w środowisku od lat i już wyrządził wiele złego. Egzaminator ma przecież instynkt samozachowawczy i słysząc o różnych przypadkach unieważnień egzaminów stara się mniej lub bardziej świadomie unikać takich sytuacji. Co by się stało więc, gdyby w tym przypadku egzaminator nie znalazł sprawiedliwości? Pewnie część jego kolegów zmieniłaby sposób oceniania osób egzaminowanych w podobnych sytuacjach. Po co mi problem? Nie umie zdający skręcać w lewo, to trudno. Lepiej postawić mu wynik pozytywny, nie mieć kłopotu i udawać, że wszystko jest fajnie.

Nie pracujemy po to żeby nadzór narzucał nam jak mamy egzaminować. To my spełniamy wysokie wymagania i to my posiadamy uprawnienia. To my wpływamy na jakość i poziom szkolenia. Zróbmy więc co w naszej mocy, aby po naszych drogach jeździli bezpiecznie, dobrze przygotowani do tego kierowcy.

Poniekąd częściowo już takie rzeczy się dzieją i będą narastać póki całe środowisko się nie otrząśnie i nie powie – dość. Działamy często na granicy bezpieczeństwa wręcz, a robimy to tylko dlatego, aby udowodnić nadzorowi, że osoba egzaminowana nie potrafiła jeździć. Czyli żeby pan czy pani inspektor w nadzorze, analizując zapis video bez problemu widział, że sytuacja była niebezpieczna. Sama ocena egzaminatora to często jest za mało jak pokazuje przedmiotowy przypadek. Można odnieść wrażenie, że najlepszym rozwiązaniem jest jak faktycznie egzaminator otrze się o śmierć, bo zatrzyma osobę egzaminowaną kilka centymetrów przed rozpędzoną ciężarówką. W innych przypadkach rusza cała procedura wyjaśniania i udawadniania różnych rzeczy. Pytanie tylko czy tak ma to wyglądać? Co jeśli o ułamek sekundy naciśniemy hamulec za późno i np. pojazd zatrzyma się na przejeździe kolejowym tuż przed rozpędzonym pociągiem? Kto za to poniesie odpowiedzialność?

Odrębnym wątkiem w niniejszej sprawie jest również sama wiarygodność organów państwowych w oczach tej osoby egzaminowanej. Modnym pojęciem wśród osób zarządzających w administracji publicznej jest w ostatnim czasie tzw. “wizerunek”. Osobiście nie jestem zwolennikiem stosowania takiego sformułowania w odniesieniu m.in. do  ośrodków egzaminowania, a przynajmniej nie w takim rozumieniu do jakiego próbują nas przekonać przełożeni egzaminatorów. Wracając jednak do naszego przypadku unieważnienia egzaminu, należy zastanowić się co myśli osoba, która dowiaduje się, że jej egzamin został unieważniony. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że popełniła błądy które ją dyskwalifikowały, a jednak jakiś urzędnik uważa inaczej. Czyli co, została oszukana przez egzaminatora, a może urzędnik opłacany z jej podatków jest conajmniej niekompetentny? Niezależnie od tego jakie wnioski wyciągnie jej zaufanie do organów państwowych stanie pod dużym znakiem zapytania. Jak to się ma do próby budowania właściwego wizerunku w oczach obywateli naszego kraju? Dbanie o wizerunek powinno sprawdzać się do rzetelnego wykonywania zadań, którymi wszyscy jesteśmy obarczeni.

Pamiętajmy więc, w czasie codziennej pracy, że to my egzaminatorzy egzaminujemy i to my ponosimy moralną i prawną odpowidzialność za ocene kwalifikacji osób egzaminowanych. Nie pracujemy po to żeby nadzór narzucał nam jak mamy egzaminować. To my spełniamy wysokie wymagania i to my posiadamy uprawnienia. To my wpływamy na jakość i poziom szkolenia. Zróbmy więc co w naszej mocy, aby po naszych drogach jeździli bezpiecznie, dobrze przygotowani do tego kierowcy. W przeciwnym przypadku wyniki egzaminów równie dobrze można wylosować i będą one równie prawidłowe jak te ustalone w wyniku oceny losowych sytuacji na drodze, bez uwzględnienia rzeczywistych kwalifikacji osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami.

__________________
Artykuł pod oryginalnym tytułem "Egzaminuje marszałek czy egzaminator? Czyli kolejny przykład radosnej twórczości urzędników." ukazał się nakładem kwartalnika "Bezpieczny Kierowca" w numerze jesień-zima 2018 (22). Publikacja za zgodą Autora i Wydawcy.

 

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.