Nie utrata prawa jazdy, a tylko mandat w wysokości 60-90 euro. Takie złagodzenie kary za przekraczanie linii ciągłej proponują litewscy parlamentarzyści. Teraz, u naszych sąsiadów, za takie wykroczenie uprawnienia traci prawie 150 kierowców miesięcznie.
O pomyśle posłów informuje polskojęzyczny portal zw.lt. W tym tygodniu, większością głosów przegłosowano poprawki do Kodeksu Wykroczeń, przed projektem zmian jeszcze tylko jedno głosowanie. Obecnie, za najechanie na linię ciągłą, traci się na Litwie prawo jazdy. Teraz kara ma być łaskawsza.
Kary łaskawsze, ale wciąż surowe
Za popełnienie takiego wykroczenia, według nowych regulacji, ma grozić mandat w wysokości 60-90 euro (255-385 zł) lub zawieszenie uprawnień na trzy miesiące. Surowsze kary mają grozić tym kierowcom, którzy poprzez najechanie na ciągłą linię spowodują sytuację niebezpieczną. Takie wykroczenie ma skutkować mandatem w wysokoći 170-230 euro (725-980 zł). Natomiast popełnienie tego wykroczenia przez osobę nie posiadającą prawa jazdy, ma być zagrożone mandatem w wysokości aż 300-600 euro (1280-2560 zł). Teraz można za to trafić do więzienia na 3-6 miesięcy.
Komu na tym zależy
Niezależne instytucje na Litwie nie chwalą pomysłu parlamentarzystów. Nieoficjalnie sugeruje się, że za inicjatywą łaskawszego podejścia do ignorowania linii ciągłej stoi poseł, którego niedawno przyłapano na takim wykroczeniu. Odrzuca on jednak te zarzuty twierdząc, że pomysłodawcą jest jego frakcyjny kolega.
Litwa nowym wzorem?
Jeszcze niedawno Polska i Litwa miały porównywalne wskaźniki bezpieczeństwa na drogach. Liczba ofiar śmiertelnych wypadków na milion mieszkańców, była przez wiele lat zbliżona, jednak ostatnio Litwa zaczyna nam "uciekać". Jak wynika z tegorocznego raportu Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu (ETSC), Litwa może się pochwalić najbardziej dynamiczną redukcją liczby ofiar wypadków drogowych w całej Unii Europejskiej. W 2016 roku zginęło na tamtejszych drogach 22 proc. mniej ludzi niż rok wcześniej. Dla porównania, w Polsce w 2016 roku zginęło 3 proc. więcej osób niż w roku 2015.