Test: czeska Wielka Stopa

Data publikacji: 20 października 2015, 14:43
Test: czeska Wielka Stopa fot. A. Szadkowska

Kiedy Škoda Yeti Monte-Carlo trafiła do redakcji L-instruktora, potraktowaliśmy ją sceptycznie. Kolejne auto pełne "bajerów", świecidełek i niepotrzebnych dodatków, które tylko windują cenę. Czy mieliśmy rację?

Škoda Yeti to pierwszy strzał czeskiej marki do tarczy "miejskich terenówek". Debiut w 2009 roku i za chwilę tytuł czeskiego Samochodu Roku. Zbudowana na bazie czteronapędowej Octavii miała wypełnić rosnącą rynkową niszę spragnionych aktywnej jazdy poza asfaltem, z rodziną na pokładzie. Strzał okazał się celny.

Mimo, że od premiery minęło 6 lat, konstrukcja przeszła 3 liftingi. Ostatni, którego owocem jest Yeti w obecnym kształcie, w końcówce 2013. Z przodu samochodu zniknęły wtedy charakterystyczne, okrągłe reflektory i pojawił się niemal obowiązkowy dzisiaj, LEDowy pasek świateł dziennych. Całkiem niedawno natomiast, w gamie zagościł „usportowiony” wariant – Yeti Monte-Carlo. Gdzie poza zdobiącym błotniki oznakowaniem można doszukać się przejawów tak zacnego rodowodu?

Škoda reklamuje Yeti jako SUVa do zadań specjalnych. Trochę masło maślane, ale przy wersji Monte-Carlo pojawia się jeszcze „sportowy rodowód”. Wyśmienicie! Nie dość, że spełni specjalne zadania, to jeszcze na sportowo. Nic dodać, nic ująć. Tyle słowem wstępu do szczegółowego opisu konfrontacji marketingowych haseł z rzeczywistością. Jak powszechnie wiadomo, jedno z drugim miewa mało wspólnego. Ale nie tutaj.

Najpierw pierwsze wrażenie. Magnes na spojrzenia. Efektowne połączenie głębokiej czerni i intensywnej czerwieni. Progi, czarny, panoramiczny dach, 17-calowe, także czarne felgi. Takie optyczne niespodzianki zazwyczaj mają na celu odwrócenie uwagi od bolączek, czy mankamentów. Nie wchodząc jednak w rozważania na temat gustu, trzeba powiedzieć, że Yeti, zwłaszcza w tej wersji, może się podobać.

W środku, poza zapachem nowości, wita nas dużo miejsca i bardzo wygodne siedzisko. Regulacja fotela i kierownicy pozwala na dobór optymalnej pozycji. Nie tylko bezpiecznej, ale także wygodnej. Co ciekawe, regulować można także tylną kanapę, choć słowo „regulacja” jest trochę niesprawiedliwe. Kanapa to tak naprawdę trzy oddzielne miejsca, z których każde można całkowicie i stosunkowo łatwo zdemontować. Duży plus. Będąc już z tyłu, zaglądamy do bagażnika. Tam też dobrze. Sylwetka samochodu pozwala na transport wysokich przedmiotów. Jest mnóstwo najróżniejszych uchwytów, belek i haków więc bezproblemowe jest także unieruchamianie ładunku. Minus za wysoki próg, który utrudnia załadunek cięższych przedmiotów.

No to jazda. Testowy egzemplarz rozpieścił nas 160-konnym, silnikiem TSI o pojemności 1,8 litra. Apetyt na paliwo lepiej przemilczeć. Tu nie ma kompromisu. Są osiągi, jest spalanie i kropka. 10 litrów na setkę w mieście to niezły wynik. Zwłaszcza, że aluminiowy pedał przyśpieszenia aż prosi się o deptanie. Motor nie boi się wysokich obrotów. Powiedzielibyśmy wręcz, że gdy wskazówka obrotomierza zbliża się do cyfry 4, w samochód wstępuje nowe życie. Wszystko to przy współpracy z solidną, volkswagenowską, manualną sześciobiegową skrzynką biegów i napędem na cztery koła sprawia, że zapominamy, że siedzimy w …Yeti.

Jesteśmy przy nazwie, no cóż. Czym jeździsz? – Škodą Yeti. Trzeba przyznać, nie brzmi to wstrząsająco. Jednak jak przychodzi do jazdy w terenie, od razu przychodzą na myśl zdolności tego górskiego stwora do poruszania się w swoim naturalnym środowisku. Człowieka z gór nikt nigdy nie widział, choć wielu wierzy że naprawdę żyje. Czeska „Wielka Stopa” natomiast istnieje, a na nierównościach radzi sobie zapewne nie gorzej niż swój włochaty imiennik z Himalajów. A przynajmniej z okolic Monte-Carlo. Nie jesteśmy pewni, czy jakikolwiek lekki SUV, segmentowy konkurent Skody byłby w stanie bez najmniejszego problemu gonić po górskich serpentynach, jak Yeti w czarno-czerwonej wersji.

Rozważaliśmy wycieczkę do Monaco, jednak w ostatniej chwili stwierdziliśmy, że test redakcyjny można z powodzeniem przeprowadzić na podwarszawskich bezdrożach. Południowe okolice stolicy obfitują w pola uprawne, poprzecinane nieutwardzonymi drogami, pełnymi dziur, kamieni pozostałych po wykopkach i kolein wyciśniętych w zaschniętym błocie przez traktory. Takie nasze, redakcyjne Monte-Carlo. Trochę płaskie, ale równie wymagające, a tekst możecie czytać już teraz, nie czekając aż wrócimy z podróży.

Idziemy o zakład, że niejedno auto „cywilne” nie przetrwałoby takich prób, a przynajmniej do remontu kwalifikowałoby się zawieszenie. Dochowując staranności dziennikarskiej sprawdziliśmy co można powiedzieć o terenowych możliwościach Yeti. Że nie ma się czego czepić, trzeba uwierzyć na słowo. A słowo dajemy, że litości nie było. Oczywiście trzeba pamiętać, że mimo wszystko jest to samochód przeznaczony na asfalt. Powiększony prześwit sprawia, że Skoda jest królową krawężników. Nie ma w mieście problemu z manewrami, a w parkowaniu pomaga asystent, kamera i multum czujników. Jednocześnie można pojechać do lasu czy na przejażdżkę w lekkim terenie, bez zbyt głębokich dołów czy ostrych skał. Umówmy się, Defender to mimo wszystko nie jest. Szczególnie jeśli zwrócić uwagę na progi. Są pięknie pomalowane, ale tylko czekać, aż pojawią się na nich rysy.

Po ciężkim dniu w pracy, powrót do domu „na skróty” to lepszy pomysł na relaks niż drzemka przed telewizorem. Urlop? Z tyłu usiądą dzieciaki, zajmą się obserwacją nieba, bagażnik powinien zmieścić wszystko, co spakuje żona (zawsze można dorzucić jeszcze box na dach, ale to już kosztem widoku). W nawigację możesz wprowadzić trasę najkrótszą, a nie najszybszą. Prawie na pewno lada moment skończy Ci się asfalt. Jeśli tak rozumieć zadanie specjalne, Škoda Yeti Monte-Carlo się sprawdzi. Jeśli wolisz jeździć sam, czeka Cię nie mniej frajdy. Możesz śmiało zamienić miejską dżunglę na tą prawdziwą, a przynajmniej taką podmiejską. O ile masz przynajmniej 72,5 tys. zł. Tyle kosztuje najtańsza, czarno-czerwona Yeti.

PLUSY
+ ergonomia wnętrza, dostatek miejsca
+ wyśmienite zawieszenie
+ osiągi

     

MINUSY
- stosunkowo wysoka cena zakupu
- wysokie zużycie paliwa
- lakierowane elementy ulegające zniszczeniom

Za pomoc w realizacji testu dziękujemy firmie ŠkodaVolkswagen Group Polska Sp z o.o.

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.