Test: Outlander z prądem

Data publikacji: 9 września 2015, 15:05
Test: Outlander z prądem Bez obaw. Nie wypłoszy dzikiej zwierzyny /fot. A.Szadkowska

Duży, pakowny, bezpieczny, mocny, szybki i… bezszelestny. To słowa, które najlepiej charakteryzują tego SUVa z oferty Mitsubishi. Poznajcie Outlandera PHEV.

Z pozoru „zwykły” Outlander. Sporych gabarytów miejska „terenówka” – jakkolwiek sprzecznie to brzmi, z istnieniem takich samochodów już się pogodziliśmy. Czy to hybryda? Nie do końca. Owszem, na pokładzie w symbiozie „żyje” benzyna z elektrycznością, jednak z hybrydą w sensie, jaki zdążyliśmy poznać, ma tylko trochę wspólnego. Ukryto ją w skrócie PHEV (Plug-in Hybrid Electric Vehicle).

Powód, dla którego zaprosiliśmy ten samochód do redakcji też nie jest oczywisty. Trudno spodziewać się, że taki pojazd posłuży kiedykolwiek nauce jazdy albo do egzaminowania. Jest jednak tak ciekawą konstrukcją, napędzaną w tak niespotykany sposób, że nie mogło go zabraknąć na łamach L-instruktora.

Absolutna cisza

Wsiadasz, zamykasz za sobą drzwi, regulujesz fotel, kierownicę, lusterka, zapinasz i poprawiasz pas. Następnie wciskasz przycisk, decydujesz o kierunku jazdy (do przodu albo do tyłu) i… jedziesz. Wszystko bezszelestnie. Do pracy zabierają się bowiem elektryczne silniki. To bardzo dziwne uczucie, z zewnątrz, spod maski nie dobiegają praktycznie żadne odgłosy. Szczególnie jeśli wyłączy się klimatyzację, radio i otworzy wszystkie szyby. Jak melex.

Pół na pół

Zanim opiszemy resztę, pozostańmy jeszcze przy tym, co w Outlanderze PHEV najciekawsze. Napęd. Służą do niego 3 (!) silniki, w tym dwa elektryczne (po jednym na oś). Właśnie z prądu płynie główna siła napędowa tego samochodu. Moc płynąca z dwulitrowej benzynówki przeważnie służy do ładowania ukrytych w podłodze akumulatorów, a na koła przedniej osi trafia tylko wtedy, gdy nagle rośnie na nią zapotrzebowanie (tj. przy gwałtownym przyspieszaniu i podczas jazdy z wysoką prędkością). Jeśli trzeba, napędzane mogą być jednocześnie wszystkie 4 koła, a jeśli kierowca ma taki kaprys, może użyć „blokady” napędu tylnej osi. Cudzysłów zamierzony, nie ma w tym aucie wału napędowego, a więc i dyferencjału. Wciskając przycisk „Twin motor 4WD Lock” nakazujemy Outlanderowi równoczesne napędzanie przedniej i tylnej osi. Podobno nie ma w tym aucie skrzyni biegów, ale my w to nie wierzymy. O ile rzeczywiście nie jest ona elementem układu napędowego, to jakąś, dwubiegową skrzynię tam upchnięto. Podczas pracy silnika benzynowego wyraźnie da się usłyszeć dwa zakresy obrotów.

Jak lokomotywa

Jak już wspomnieliśmy, silnik benzynowy służy przeważnie jako prądnica ładująca akumulatory. Można jednak ładować je także prosto z domowego kontaktu albo z coraz częściej spotykanych stacji ładujących. Przy wyborze pierwszej opcji, na całkowite naładowanie akumulatora poczekamy około 6-7 godzin. Specjalna stacja ładująca „nakarmi” baterie kilka razy szybciej. Pełne baterie pozwolą na spokojną podróż na odległość 30-40 km. Jeśli więc podobna odległość dzieli Twój dom i pracę, to Outlander pozwoli Ci się cieszyć bezdźwięczną i ekologiczną podróżą w obie strony (pod warunkiem, że w pracy stosownie podładujesz akumulatory). Nieco gorzej, choć wciąż całkiem dobrze, zużycie kształtuje się podczas jazdy na dłuższe dystanse. Przy optymalnej współpracy silnika benzynowego z elektrycznymi oraz efektywnym użytkowaniu akumulatorów, można utrzymać zużycie paliwa poniżej 9 l/100km.

W obu przypadkach, to kuszący wynik. Przy imponujących gabarytach i ustawności wnętrza samochodu oraz niewątpliwym komforcie podróżowania, elektryczny Outlander mógłby być propozycją do wzięcia w ciemno. Mógłby, ale nie jest, bo na drodze staje cena zakupu. Oficjalna cena tego modelu z aktualnego rocznika wynosi minimum 199 990 zł.

Dużo za niemało

Fakt, wyposażenie można uznać śmiało za bardzo bogate. Przyzwoitej jakości skórzana tapicerka, pełna elektryka, wydajna i stabilnie działająca, elektroniczna, dwustrefowa klimatyzacja, nawigacja z ogromnym, dotykowym ekranem i system audio sygnowany przez legendę car audio Rockford Fosgate (710W) z zabudowanym w przestrzeni bagażowej subwooferem to nadal jednak trochę za mało, żeby żądać dwustu tysięcy. Podobnie wyposażony, „zwykły” Outlander może kosztować około 50 tys. zł mniej. Ewidentnie płacimy tu za tą całą „elektryczność”. Czy warto?

Podróżowanie tym samochodem pozwala czuć się wyjątkowo. Świat pełny dymiących i hałaśliwych samochodów żłopiących płynne paliwa, obserwowany zza kierownicy Outlandera PHEV wygląda nieco inaczej. Tego wycenić się nie da. Przy takiej cenie zakupu wątpliwa staje się też potencjalna oszczędność płynąca z zastosowania alternatywnego napędu. Mimo to, prąd jest zdecydowanie tańszy od najtańszego paliwa płynnego i – dopóki tak pozostanie – samochody takie jak ten, będą przyciągały kupujących.

PLUSY
przestronne wnętrze
zawieszenie na polskie drogi
relatywnie niewielkie zużycie paliwa

      MINUSY
wysoka cena zakupu
niewielki zasięg na akumulatorach
niewiele opcji wykończenia wnętrza

Dziękujemy firmie MMC Car Poland Sp. z o.o. za udostępnienie samochodu

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.