Tym razem chodzi o wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie, o którym pisze portal rp.pl. Od negatywnego wyniku egzaminu odwołał się instruktor. Marszałek go poparł, egzaminator się nie zgodził. O co chodziło w tym sporze?
Sytuacja jakich wiele na oblanych egzaminach. Kandydat nie ustąpił na przejściu pierwszeństwa pieszemu, który wszedł na pasy z lewej strony drogi. Egzaminacyjna "elka" zbliżała się do przejścia dla pieszych. W tym samym czasie, na chodniku po przeciwnej stronie drogi, poruszała się piesza, zbliżając się do pasów. Z naprzeciwka szybko nadjeżdżał inny pojazd, na widok którego piesza zatrzymała się przed przejściem. Jak tylko pojazd ten zaczął się oddalać od przejścia, piesza ponownie zbliżyła się do krawężnika, jednak - będąc już na pasach - wyraźnie zwolniła na widok "elki". Egzaminator uznał, że to koniec egzaminu, co spotkało się ze sprzeciwem instruktora.
Sprzeciw został podtrzymany przez Marszałka. Jego zdaniem odległość pomiędzy pieszą a pojazdem egzaminacyjnym była na tyle duża, że można było nie tylko bezpiecznie jechać dalej, ale też nie przeszkodziłoby to pieszej przejść przez ulicę. Skoro więc nie było zagrożenia dla życia lub zdrowia uczestników ruchu, można było kontynuować egzamin powtarzając zadanie "przejazdu przez przejście dla pieszych", a nie kończąc go natychmiast.
Opinię Marszałka podzieliło Samorządowe Kolegium Odwoławcze, gdzie dokonano szczegółowej analizy materiału zarejestrowane przez kamery zamontowane w "elce". Stwierdzono, że w momencie zatrzymania samochodu, odległość dzieląca go od pieszej wynosiła około 8 metrów. To - zdaniem SKO - wystarczająco dużo by nikomu nic się nie stało, a zatem nie było przesłanki przewidzianej przepisami, która uzasadniałaby zakończenie egzaminu, tj. nie było sytuacji, w której zdający zachował się w sposób bezpośrednio zagrażający życiu i zdrowiu.
Egzaminator nie zgodził się jednak z tym stanowiskiem. Wskazał, że przejście dla pieszych było oznakowane, a zdający po prostu nie ustapił pierwszeństwa osobie, która już się na tym przejściu znalazła. Wszelkie inne opinie uznał zaś za podważanie kompetencji egzaminatora. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Szczecinie podkreślił, że nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na pasach, jest równoznaczne z negatywnym wynikiem egzaminu. Jeśli zaś są zastrzeżenia co do samego sposobu przeprowadzenia tego egzaminu, to trzeba w sposób jasny i nie budzący wątpliwości przedstawić naruszenia przepisów. Tymczasem, według WSA, Kolegium nie wykazało takich naruszeń, a co za tym idzie, nie ma podstaw by unieważniać wynik egzaminu.
Co ważne bowiem, główny dowód w sprawie, czyli zapis z kamer zamontowanych w pojeździe egzaminacyjnym, nie był wystarczająco czytelny, a pieszej nie widać dobrze w kadrze każdej kamery. Nie można więc precyzyjnie odtworzyć przebiegu sytuacji. Sąd w uzasadnieniu odwołał się m.in. do orzecznictwa, gdzie przyjmuje się, że podstawą unieważnienia egzaminu z wykorzystaniem zapisu video mogą być takie zdarzenia, których interpretacja jest ewidentna (np. wymuszenie pierwszeństwa, przejechanie obok znaku "Stop" bez zatrzymania, czy zignorowanie czerwonego światła). Wszystkie natomiast sytuacje, które do interpretacji wymagają specjalnej wiedzy albo ewentualne błędy są dyskusyjne co do swojej wagi, powinien decydująco oceniać egzaminator. To egzaminator ma przecież odpowiednie kompetencje, żeby stwierdzać czy błędy popełniane przez kandydata, dyskwalifikują go, bądź nie.