Nie potrzeba wielkich nakładów, by w Polsce zalegalizować ukraińskie, czy białoruskie, zawodowe prawo jazdy. Posiadacz dokumentu ma wtedy w "polskim" blankiecie wpisany kod 95, czyli potwierdzenie posiadania świadectwa kwalifikacji.
Uprawnienia zdobyte przez naszych wschodnich sąsiadów, są w Polsce honorowane. Posiadacz prawa jazdy dla kierowców zawodowych z Białorusi, czy Ukrainy, chcący jeździć po drogach Europy, czy praocować w polskich firmach, może bez problemu otrzymać polski dokument. Wtedy droga do uzyskania międzynarodowej licencji jest już bardzo krótka. Z chwilą wyrobienia polskiego blankietu, pojawia się w nim kod 95, potwierdzenie posiadania świadectwa kwalifikacji zawodowej. Problem w tym, że kierowcy zza wschodniej granicy nie mają w swoich prawach jazdy takiego kodu, a - jak informuje Rzeczpospolita - u naszych wschodnich sąsiadów kwitnie proceder kupowania licencji za łapówki.
Oznacza to, że Ukraińcom, czy Białorusinom jest w Polsce znacznie łatwiej, a przede wszystkim taniej zostać zawodowymi kierowcami, niż Polakom. Jedyne co muszą bowiem zrobić, to wyrobić świadectwo kwalifikacji (szkolenie, badania i samo świadectwo to łączny koszt około 1000 zł). Jednocześnie Rzeczpospolita podkreśla skalę zjawiska, powołując się na dane Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Do końca sierpnia br. obywatele krajów trzecich, zatrudnieni w polskich firmach wykonujących przewozy międzynarodowe, odebrali 48 tys. świadectw (w tym 37 tys. dla obywateli Ukrainy).
Nie ma narzędzi prawnych, żeby sprawdzać czy odbyty na Ukrainie, czy Białorusi kurs nauki jazdy dla zawodowych kierowców, spełnia minima stawiane przez prawo unijne. Polska nie honoruje jednak np. dyplomów ukraińskich, czy białoruskich lekarzy (ci muszą odbyć najpierw w Polsce staż podyplomowy i zdać państwowy egzamin).
Sprawa jest tym ważniejsza, jeśli spojrzeć na problemy polskiego rynku pracy. Kierowców po prostu w Polsce brakuje. Tymczasem łączny koszt zdobycia "zawodowego" prawa jazdy w Polsce sięga 10 tys. złotych. Na wschodzie najwyżej jednej trzeciej tej kwoty. Organizacje zrzeszające kierowców zawodowych mówią wprost: "to nieuczciwa konkurencja".